Rozdział dziewiąty nareszcie się pojawił. Zapraszam również do czytania mojego kolejnego opowiadania Zimowy Płomień. Mam nadzieje, że przypadnie Wam do gustu.
— Czekolada czarna czy biała? — zapytałem Aleksa.
Chcieliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o sobie, dlatego od kilku dni, kiedy odprowadzał mnie na przystanek, zadawaliśmy sobie przeróżne pytania.
— Nie ma to dla mnie większego znaczenia, lubię każdą czekoladę — zaśmiał się. — A Ty?
— Chyba wolę białą, bo jest słodsza. Jednak też uwielbiam każdą, byleby nie miała orzechów.
— Okej, a jakie owoce lubisz najbardziej? — Tym razem była jego kolej.
— Głównie truskawki i banany.
— Ja za to kocham twarde i soczyste jabłka.
Zatrzymaliśmy się przy rozkładzie jazdy i z zadowoleniem zauważyłem, że mamy jeszcze kilka minut. Przyciągnąłem do siebie blondyna, przytulając go mocno.
— Lubie gdy taki jesteś — mruknął mi do ucha i stając na palcach pocałował mnie w szyje.
— Jaki? - spytałem obdarowując jego policzek krótkimi pocałunkami.
On przymknął oczy i jęknął.
— Zaborczy — mruknął.
W końcu połączyłem nasze wargi. Aleksander mimowolnie uchylił usta, bym mógł pogłębić pocałunek. Przyznam nieskromnie, że wychodziło nam to coraz lepiej. Praktyka jednak czyni mistrza...
Oderwaliśmy się od siebie w chwili gdy autobus pojawił się na drodze.
— Napiszę — powiedział mi do ucha i przejeżdżając dłonią po mojej ręce, zaczął się oddalać.
Zachichotałem cicho pod nosem i wsiadłem do pojazdu. Dochodziła już godzina dziewiętnasta, a miałem jeszcze się dzisiaj spotkać z chłopakami. Zaczęliśmy tworzyć naprawdę zgraną paczkę.
Wróciłem do domu, w którym na szczęście było cicho i spokojnie. Wziąłem szybki prysznic i zrobiłem sobie kanapki. Już nie czułem się w tym mieszkaniu jak w domu. Brakowało tej lekkie i miłej atmosfery. Było obco i przytłaczająco, przez co coraz mniej czasu tu spędzałem. Wolałem pozostawać do późna na dworze. W sumie wychodziło mi to na dobre.
Rozczochrałem mokre włosy, by ułożyły się w jakiś zadowalający sposób i wyszedłem na dwór. Nadal było dość ciepło i słonecznie, dlatego z radością stawiałem kolejne kroki. Miałem w sobie jakąś naturalną lekkość, jakbym nic nie ważył. Nowe uczucie wsiąknęło w moją duszę, przejmując nad nią kontrole. Nie mogłem wytrzymać nawet dnia bez Aleksa, a wieczorna wymiana wiadomości również była konieczna. Korciło mnie żeby się z nim skontaktować, ale był pewnie teraz na treningu, dlatego czekałem na jego ruch.
Droga minęła mi szybko. Po piętnastu minutach byłem już przy ławkach. Na jednej z nich siedział Mikołaj. Podaliśmy sobie dłonie i dosiadłem się do niego.
— Jak tam młody? — spytał poprawiając swoje włosy.
— Męcząco, ale nie narzekam. — Wyszczerzyłem się jak głupi, nic nie potrafiło zniszczyć mojego szczęścia.
— Ktoś tu się zakochał — Mikołaj zagwizdał przeciągle na palcach.
Zarumieniłem się lekko.
— Kto się zakochał i w kim? — spytał Jasiek, który zmierzał ku nam razem z Tomkiem.
— Marcin — odparł lekko blondyn i zaśmiał się widząc moją minę.
— To opowiadaj mały. — Tomek podszedł do mnie i spojrzał wyczekująco. — Jak ma na imię? Ile ma lat? Ładna jakaś? A może ją znamy?
Zaśmiałem się w duchu i powiedziałem:
— Niczego się nie dowiecie, może kiedyś.
Jeszcze przez chwilę męczyli mnie pytaniami, ale potem dali sobie spokój. Byłem im za to wdzięczny. Siedzieliśmy i śmialiśmy się głośno, gdy nagle dostałem wiadomość. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i otworzyłem ją.
Od Aleksander: Może zostałbyś u mnie jutro na noc? Do piątku? Chciałbym spędzić z Tobą trochę więcej czasu... Zaplanowałem coś.
Uśmiechnąłem się pod nosem i szybko odpisałem.
Do Aleksander: Oczywiście, jeśli tylko Twoi rodzice się zgodzą.
Odciąłem się trochę od chłopaków, ale nie mieli mi tego za złe. Zobaczyłem jak Mikołaj patrzy na mnie ze zrozumieniem, co przyjąłem z niemałą ulgą. Nie chciałem więcej poruszać tego tematu.
Od Aleksander: Jest już traktowany jak domownik. Nie mogę się doczekać...
Nagle wszyscy dookoła mnie zamilkli, dlatego zdziwiony podniosłem głowę znad wyświetlacza. Cała trójka była zapatrzona, w zbliżającą się do nas grupkę groźnie wyglądających chłopaków. Kiedy byli dostatecznie blisko, z zaskoczeniem stwierdziłem, że jest z nimi Filip. Tomek podniósł się, stając twarzą w twarz z liderem paczki. Było ich tylko troje, ale i tak budowali wokół siebie niebezpieczną aurę. Pierwszy z nich, który ewidentnie kierował pozostałymi, wyglądał niepozornie, ale posiadał jakiś dziwny błysk w oku. Kiedy na mnie spojrzał, po moich plecach przebiegł dreszcz. Wydawał mi się być znajomy, ale nie potrafiłem go sobie z nikim skojarzyć.
Kolejny chłopak miał rude włosy i zawadiacki uśmiech. Stał zboku, również przybierając zamkniętą postawę. Wyglądał groźnie, ale moje spojrzenie było skupione na ostatniej osobie. Filip starał się omijać mnie wzrokiem.
— Czego tu chcecie? —- spytał spokojnie Tomek.
Chłopak westchnął ciężko i wyciągnął z kieszeni skórzanej kurki papierosa. Widocznie mu się nie spieszyło.
— Nie ekscytuj się. Chciałem tylko zaproponować Wam pewien układ — mówił wolno, jakby ważył słowa.
—- Znowu chcecie zniszczyć życie jakiemuś dzieciakowi — warknął mój przyjaciel.
Przybysz zaśmiał się cicho.
— Nie niszczymy nikomu życia Tomaszu. Po prostu czyścimy miasto ze skazy...
— Dość. Żaden z nas nie przyłoży do tego ręki. Możecie iść. — Odwrócił się do nich plecami, patrząc po kolei po naszych twarzach. Byłem lekko wystraszony, a reszta patrzyła na Tomka z troską.
— Żebyście tylko nie żałowali... — Lider odwrócił się, a pozostali jak zaprogramowani zrobili to samo i po chwili zniknęli za rogiem.
Nadal byłem w szoku. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań, ale zadałem tylko jedno:
— Kto to był?
Przez chwilę wszyscy milczeli, aż w końcu odezwał się Mikołaj.
— Ma na imię Ksawier, wraz ze swoimi chorymi kumplami. Napadają na ludzi, biją, poniżają, czy grożą, kiedy tylko dana osoba odchodzi - według nich - od normy.
— Muszą szykować coś większego, skoro szukają pomocy nawet w nas — wtrącił Jasiek.
— Nie zawracajcie sobie tym głowy — mruknął Tomek, ale każdy z nas wiedział, że to nie będzie możliwe.
Powróciliśmy do swobodnej rozmowy, ale w środku nadal czułem niepokój. Z tego zamieszania nie odpisałem Aleksowi, a zdałem sobie z tego sprawę dopiero wtedy, gdy ponownie spojrzałem na komórkę. Parę minut temu dostałem kolejnego SMSa.
Od Aleksander: Wszystko w porządku? Martwię się.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Do Aleksander: Nic się nie dzieje skarbie, jest dobrze.
Chciałem być już tylko w u siebie więc pożegnałem się z chłopakami i wolnym krokiem ruszyłem do domu. Chciałem się poczuć jakoś lepiej, dlatego wybrałem numer blondyna.
— Hej — wymruczał do telefonu.
Przekląłem siebie w duchu. Było już bardzo późno, ale nie zdawałem sobie z tego sprawy, że mogę go obudzić.
— Przepraszam że Cie obudziłem. Nie wiedziałem która jest godzina...
— Nic się nie stało — mruknął znowu. — Takie pobudki są bardzo przyjemne.
Rozmawialiśmy przez całą moją drogę do domu i jeszcze długi czas po dotarciu do niego. Leżąc już w łóżku zasypiałem spokojnie z jego głosem przy uchu, czując się tak, jakby naprawdę był przy mnie.
Pierwsza! Kocham twoje opowiadanie! Szkoda tylko, że tak rzadko dodajesz rozdziały, ale rozumiem. Weny życzę! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNic dodać nic ująć :3 bardzo podoba mi się Twoje całe opowiadanie i mam nadzieję na więcej rozdziałów ^^ życzę weny :)
OdpowiedzUsuńKocham to! Z każdym rozdziałem coraz bardziej! Cudowne i porażające w swojej doskonałości!
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcoraz bardziej zaczyna się cos tworzyć między Aleksandrem, a Marcinem, niepokoi mnie tylko ta grupka i Filip w niej jest, może chcą coś zrobić Aleksandrowi...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia