To przedostatni rozdział tego opowiadania, plus zostaje jeszcze epilog :). Czuję, że jeszcze tydzień i spokojnie będziemy mogli się z nim pożegnać. Jeszcze raz zapraszam na stronę mojego one shota.
Do następnego!
Jakbyście się czuli, gdyby po prawie szesnastu latach życia zupełnie obcy człowiek powiedział wam, że jest waszym ojcem? Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie, gdyż sam nie wiedziałem jak się zachować. Jak ostatni tchórz po kilku sekundach ciszy, które dłużyły się wszystkim niemiłosiernie, po prostu pobiegłem do domu. Słyszałem za sobą krzyki Aleksandra, ale nie zważałem na to. Najzwyczajniej w świecie chciałem zamknąć się w swoim pokoju i pomyśleć. Dopiero kiedy zamknąłem za sobą drzwi, zrozumiałem jak głupio postąpiłem. Chwyciłem za telefon i odnalazłem w kontaktach numer chłopaka. Czułem, że nie potrafiłby wydusić z siebie słowa, dlatego wolałem napisać mu wiadomość.
Do następnego!
Jakbyście się czuli, gdyby po prawie szesnastu latach życia zupełnie obcy człowiek powiedział wam, że jest waszym ojcem? Chciałbym znać odpowiedź na to pytanie, gdyż sam nie wiedziałem jak się zachować. Jak ostatni tchórz po kilku sekundach ciszy, które dłużyły się wszystkim niemiłosiernie, po prostu pobiegłem do domu. Słyszałem za sobą krzyki Aleksandra, ale nie zważałem na to. Najzwyczajniej w świecie chciałem zamknąć się w swoim pokoju i pomyśleć. Dopiero kiedy zamknąłem za sobą drzwi, zrozumiałem jak głupio postąpiłem. Chwyciłem za telefon i odnalazłem w kontaktach numer chłopaka. Czułem, że nie potrafiłby wydusić z siebie słowa, dlatego wolałem napisać mu wiadomość.
Do Aleksander: Przepraszam, mam mętlik w głowie.
Położyłem się na łóżku, chowając głowę w poduszce. Słyszałem jak za drzwiami rozpętała się kłótnia. Oparłem się plecami o ścianę i przyciągnąłem nogi do klatki piersiowej. Pomyślałem o panu Krzysztofie i mimowolnie odpłynąłem do innego świata. Zastanawiałem się dlaczego nagle się pojawił, czemu wcześniej go nie było i czego ode mnie chce. To nie tak że miałem do niego żal, też nie chciałbym mieć nic wspólnego z moją mamą. Dodatkowo gdzieś, w głębi serca, miałem nadzieje, że mógłby się mną zainteresować. Pierwszy raz w życiu, miałbym prawdziwego członka rodziny, którego nie musiałbym się wstydzić.
Odetchnąłem głęboko i zmierzwiłem włosy. To nie był dobry pomysł, by myśleć o tym w ten sposób. Aleksander odezwał się dopiero po kilkudziesięciu minutach, dzwoniąc do mnie.
— Halo? — mruknąłem, wykręcając sobie palce.
— Jak się czujesz? — spytał Aleks, zaniepokojonym głosem.
— Nie wiem — odpowiedziałem zgodnie z prawdą. — Chyba trochę oszukany.
— Nie chce żebyś źle to wszystko zrozumiał. Naprawdę nie miałem pojęcia, że moi rodzice kontaktowali się z twoim prawdziwym tatą, po prostu opowiedziałem im o twojej sytuacji. Do dzisiaj sądziłem, że to po prostu ich kolejny wspólnik. Strasznie cie za nich przepraszam. Nie chce żebyś był na mnie zły — mówił, coraz bardziej plącząc się w słowach.
— Nie jestem na ciebie zły — jęknąłem. — Nie mam pojęcia jak się zachować, co zrobić! Może wiesz czego on ode mnie chce? Co planują twoi rodzice?
— Nie mam pojęcia, nie chciałem z nimi rozmawiać. Trochę pokrzyczałem, a teraz siedzę w stajni z Intrem.
Zaśmiałem się krótko.
— Ty potrafisz krzyczeć? — spytałem, szczerze rozbawiony. Nie potrafiłem sobie wyobrazić zdenerwowanego Aleksandra, a co dopiero krzyczącego.
— Nie chcesz się przekonać na własnej skórze, uwierz mi — zachichotał.
Przez chwile panowała między nami cisza.
— Powinieneś z nimi porozmawiać — powiedziałem, przygryzając wargę.
— No wiem — mruknął. — Postaram się dowiedzieć jak najwięcej, jutro przed szkolą porozmawiamy.
— Dobrze — odparłem. — Wracaj do domu, a ja się położę. Mam dość wrażeń jak na jeden dzień.
— Dobranoc — powiedział blondyn kończąc połączenie.
— Kolorowych snów — rzuciłem, w puste cztery ściany.
Rozebrałem się i ułożyłem na łóżku. Niestety długo nie potrafiłem zasnąć, zarówno przez hałas za drzwiami, jak i przez natłok pytań w mojej głowie, na które nie znałem jeszcze odpowiedzi.
xXx
Od pamiętnego wydarzenie minęło parę tygodni. Nie mogę powiedzieć, że nic się w moim życiu nie zmieniło, ale nie na taką skale jak początkowo się spodziewałem. Krzysztof (którego nie potrafiłem nazywać swoim tatą) zagościł na stałe w moim życiu. Często odwoził mnie do domu po szkole lub zabierał gdziekolwiek, do różnych cukierni czy restauracji, by porozmawiać. Dzięki temu dowiedziałem się jak to naprawdę było. Moi rodzice poznali się na jakiejś imprezie i był to jednorazowy, niezobowiązujący seks, więc nie spotkali się już nigdy więcej. Na początku nie wierzył, że ma syna, ale państwo Sobesto przedstawili mu odpowiednie dowody, którym nie dało się zaprzeczyć. Co do rodziców blondyna, byłem im wdzięczny. Bardzo się napracowali i szczerze mnie przeprosili za zatajenie tej sprawy. Wiedziałem, że nadal mogę na nich polegać i cieszyłem się, że nasz kontakt dalej pozostawał taki dobry, jak był wcześniej.
Nikt nie starał się wywierać na mnie presji, ale wiedziałem, że każdy by wolał, abym zamieszkał z Krzysztofem. Wiele razy tłumaczył mi, że wystarczy jedynie jedno moje słowo, a może sprawić bym z nim zamieszkał. Jednak nie potrafiłem się zebrać na odwagę. Nie chciałem zniszczyć tej więzi, którą udało nam się już stworzyć, a wiedziałem, że jak tylko zorientuje się jak wielkim jestem problemem i ciężarem, to sobie odpuści. Z tego względu wolałem na razie go spławiać, tłumacząc się tym, że musimy się lepiej poznać.
Między mną a blondynem było tak jak zawsze. Spotykaliśmy się regularnie, poznając się coraz lepiej i lepiej. Niestety ciągłe ukrywanie się zaczynało nas powoli męczyć. Blondynek nie raz zapewniał mnie, że nie miałby nic przeciwko, jednak ja miałem pewne opory. Wiedziałem, że ranie go tym trochę, ale jeszcze nie byłem na to gotowy. Byłem tchórzem, ogromnym.
xXx
Tego dnia była naprawdę piękna pogoda. Słońce mocno świeciło, ptaki śpiewały i w ogóle nie było czuć, że mamy jesień. Miałem właśnie lekcje geografii, na której oddawaliśmy projekty semestralne. Spędziłem nad swoim albumem sporo czasu i uważałem, że jest doskonały. Na szczęście nauczyciel podzielał moje zdanie dzięki czemu, dostałem zasłużoną szóstkę, a oprócz tego pochwalił mnie za tak wielkie postępy w nauce. Podziękowałem grzecznie i usiadłem na swoim miejscu. Szczerze mówiąc było mi wszystko jedno czy nauczyciele mnie doceniali czy nie. Chciałem pogłębiać swoją wiedzę dla siebie i przy okazji zdać szkołę, nie ważne na jakich stopniach.
Zapatrzyłem się na widok za oknem. Chciałbym móc być znowu z Aleksem, na terenach jego posiadłości, z Intrem, spędzać czas na rozmowach i wygłupianiu się. W ogóle nie miałem głowy do omawianych na lekcji zagadnień, dlatego, kiedy tylko zabrzmiał dzwonek, wyparowałem z klasy jako pierwszy. Korzystając z długiej przerwy obiadowej, postanowiłem wyjść na szkolny dziedziniec. Większość uczniów wpadła na ten sam pomysł. Po chwili dołączyli do mnie chłopaki z trzeciej klasy. Od pewnego czasu najlepiej dogadywałem się z Mikołajem, z tego powodu to właśnie z nim zacząłem rozmowę. Usiedliśmy wszyscy razem od drzewem. Nie było ono zbyt rozbudowane, więc spokojnie mogliśmy się nacieszyć promieniami słońca. Rozejrzałem się dookoła, starając się gdzieś dojrzeć Aleksa.
— Tam jest — powiedział Mikołaj, wskazując na siedzącą przy wejściu do szkoły, grupę.
Rzeczywiście Aleksander był wśród nich. Pogrążony w rozmowie ze swoimi kolegami, próbował ignorować łaszącą się do niego brunetkę. Wyglądało to naprawdę rozpaczliwie. Zaśmiałem się i zwróciłem głowę w kierunku mojego towarzysza. Ten zaś, patrzył na mnie z dziwnym wyrazem.
— Coś nie tak? — spytałem, nie wiedząc o co mu chodzi.
— Lubisz go — powiedział z triumfem na twarzy.
— Oczywiście że tak — odparłem. — Jest w końcu moim przyjacielem.
— Nie, nie tak - zachichotał. — Ty lubisz go dużo bardziej.
Musiałem mieć naprawdę głupią minę, która tylko utwierdziła go w swoim przekonaniu. Chciałem coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale akurat poczułem wibracje w mojej kieszeni. Wyciągnąłem telefon i odebrałem połączenie.
— Cześć Marcin — powiedział Krzysztof. — Chciałbym cie gdzieś dzisiaj zabrać po szkole, co ty na to?
Odetchnąłem głęboko, starając się zwalczyć ukłucie w sercu.
— Jasne, możemy gdzieś pojechać — mruknąłem.
— Wszystko w porządku?
— Tak, tak — zapewniłem szybko. — Będę czekać pod szkołą.
Rozłączyłem się i wstałem na nogi. Przerwa powoli się kończyła, a musieliśmy jeszcze dojść do swoich klas. Korytarze się zapełniły. W pewnym momencie uwagę wszystkich przykuła owa brunetka, która bezskutecznie próbowała się umówić z Aleksandrem. Chłopak wyglądał na coraz bardziej zirytowanego. Gdy po raz kolejny wydarła się swoim piskliwym głosikiem: "Dlaczego?!", blondynek wyszarpał swoją dłoń z jej uścisku i odpowiedział spokojnie:
— Bo jestem gejem.
Zapadła grobowa cisza. Wszyscy patrzyli po jego twarzy i po swoich kolegach. Dziewczyna patrzyła na niego w szoku, nie wiedząc co zrobić. Dopiero po pierwszym szoku zaczęły się sypać wyzwiska i obraźliwe komentarze. W końcu wzrok chłopaka spotkał się z moim. Widziałem wyzwanie w jego oczach, ale nie potrafiłem stanąć na wysokości zadania. Wiedziałem, że powinienem wyjść do niego i go poprzeć, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem, nie miałem odwagi. Wycofałem się z tłumu, patrząc jak Aleksandrowi łamie się serce. Wyminąłem wszystkich po drodze i biegiem dotarłem do mojej klasy, zajmując swoje miejsce. Starałem się przybrać obojętny wyraz twarzy, ale cały czas czułem ból w swoim sercu. Zaczynałem się czuć coraz gorzej. Było mi niedobrze, a głowa strasznie pulsowała od nadmiaru emocji. Nie potrafiłem sobie wyobrazić co czuje Aleks. Przeklinałem się w głowie za to tchórzostwo.
Po skończonej lekcji języka angielskiego, została mi jeszcze matematyka. Na korytarzach wrzało od plotek i obraźliwych sformułowań pod adresem chłopaka. Jego samego nigdzie nie było. Szukałem go wszędzie, chcąc przeprosić i błagać o wybaczenie, jeżeli nic innego by nie działało, jednak kiedy przechodziłem koło szatni, usłyszałem jak jedna z uczennic powiedziała, że widziała go wychodzącego ze szkoły. Wysłałem mu wiadomość, ale nie doczekałem się odpowiedzi.
Gdy mogłem wreszcie wyjść ze szkoły, wybrałem jego numer. Nie odebrał, przez co chciało mi się płakać. Traciłem swoją ukochaną osobę przez głupie opory.
Zobaczyłem czekające na mnie pod bramą Krzysztofa. Przywitałem się cicho i wsiadłem do samochodu.
— Co się stało? — zapytał, zajmując miejsce za kierownicą.
— Zraniłem Aleksandra — powiedziałem głucho, wpatrując się w przestrzeń przede mną.
On dobrze wiedział co łączyło mnie i blondyna.
— Porozmawiamy o tym, jak będziemy na miejscu, dobrze? — mruknął, zwiększając prędkość.
— Gdzie jedziemy? — spytałem jeszcze, przytakując.
— Do domu.
Zdziwiłem się, gdyż nigdy wcześniej nie zabierał mnie do siebie, ale odetchnąłem z ulgą. Nie chciałem jechać do żadnej cukierni czy restauracji. Wysłałem jeszcze jednego SMSa do Aleksa, mając nadzieje, że w końcu mi odpowie.
Po dwudziestu minutach drogi zaparkowaliśmy pod ładnym szarym domkiem jednorodzinnym. Nie był on duży, ale wyglądał na przestronny i sympatyczny. Ciemny dach dodawał mu klasy i stylu, tak samo jak drewniane wykończenia przy oknach i balkonie, który znajdował się na piętrze. Ogród wyglądał na zadbany, liście był zgrabione a rośliny wyglądały na przygotowane do mrozu.
Wysiedliśmy z auta, kierując się po ścieżce z kamienia do drzwi. Weszliśmy do środka, prosto do przytulnego przedpokoju. Na wprost wejścia znajdował się długi korytarz prowadzący w głąb domu, a na dwóch przeciwnych ścianach były dwie wysokie szafy przesuwne, z których jedna została wzbogacona o nasze kurtki. Ściągnąłem buty i poszedłem za mężczyzną. Znaleźliśmy się w przestronnej i jasnej kuchni połączonej z jadalnią. Na ścianach znajdowały się rysunki warzyw i owoców, co najbardziej utkwiło mi w pamięci. Wszystkie meble miały drewniane obicia, co sprawiała, że to miejsce wydawało się być bardziej rodzinne.
— Możesz się rozejrzeć po mieszkaniu, przygotuje nam coś dobrego — powiedział Krzysztof, przeglądając zawartość lodówki.
Kiwnąłem głową i poszedłem się obeznać z nowym miejscem. Przeszedłem obok typowego salonu, z którego był piękny widok na tył domu. Potem znalazłem jeszcze spiżarnie, gdzie znajdowały się różne spożywcze rzeczy, nie wymagające niskiej temperatury, w masowych ilościach. Nie zaglądałem do komórki pod schodami, domyślając się, że są tam głównie przybory do sprzątania lub inne niezbyt fascynujące przedmioty. Wszedłem po schodach na piętro. Była tam spora łazienka, sypialnia mężczyzny i jeden dodatkowy pokój. Zaglądnąłem do środka. Wyglądał na niezamieszkany. Oprócz łóżka, szafy oraz biurka wraz z dostawionym krzesłem, było tu raczej pusto.
— To na wypadek, gdybyś zgodził się ze mną zamieszkać — powiedział Krzysztof, stając za mną z drewnianą łyżką w dłoni.
Spojrzałem na niego i jeszcze raz na pomieszczenie. Pierwszy raz zacząłem myśleć o tym, jak o rzeczywistej przyszłości. Mógłbym wieść tutaj normalne życie.
— Chodź na obiad — odezwał się znów mężczyzna, ciągnąc mnie za ramie.
Uśmiechnąłem się i wróciliśmy do kuchni. Po chwili obaj jedliśmy kurczaka z ryżem i warzywami na parze. Było to naprawdę dobre, ale nie potrafiłem wiele zjeść. Brzuch zaczął boleć mnie z nerwów, gdyż Aleksander dalej się nie odzywał.
— Przepraszam, ale już nie mogę — mruknąłem, spuszczając wzrok.
— Nic się nie dzieje, idź do salonu, zrobię herbaty i pogadamy — spojrzał na mnie przyjaźnie.
Przytaknąłem i pozwoliłem sobie rozwalić się na kanapie. Gdy tylko mój... tata do mnie dołączył, opowiedziałem mu całą historię. Zwróciłem uwagę na to, jak wszyscy dookoła mnie by na to zareagowali i na wspomnienia z dzieciństwa, wiedziałem, że mogę mu zaufać.
— Aleks to mądry chłopak. Jeżeli wszystko mu wyjaśnisz, tak jak mi przed chwilą, to jestem pewien, że cie zrozumie i wybaczy. Daj mu czas, żeby mógł ochłonąć i dopiero wtedy z nim porozmawiaj, na spokojnie — powiedział na koniec. — A teraz musimy się już niestety zbierać, by twoja mama się niepotrzebnie nie martwiła.
— Nie martwiłaby się nawet, gdybym zniknął na zawsze — prychnąłem.
Brunet nie odpowiedział, tylko westchnął ciężko. Wracając, rozmawialiśmy o mało istotnych rzeczach. Dopiero gdy znaleźliśmy się pod moim blokiem, poruszył ten temat.
— Jeżeli tylko chcesz, to mogę zrobić wszystko, żebyś tylko zamieszkał ze mną. Myślę, że twoi obecni domownicy nie mieliby nic przeciwko, a ja potrafiłbym się tobą odpowiednio zająć, wystarczy, że dasz mi szansę. Gdybym tylko wiedział o tym wcześniej, że mam tak wspaniałego syna, to nigdy nie dopuściłbym do takiej sytuacji. Naprawdę żałuje, że nie spędziłem z tobą tych kilkunastu lat, ale chciałbym to wszystko naprawić. Jednak muszę mieć pewność, że ty też tego chcesz... Nie mogę cie uszczęśliwiać na siłę.
Moje serce zaczęło być kilka razy szybciej, a oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
— Chce tego, chce — szepnąłem, ale wiedziałem, że mnie usłyszał.
Wyszedłem szybko z auta i pobiegłem do domu. W międzyczasie dostałem wiadomość od Aleksa, który chciał się ze mną spotkać za pół godziny pod moim blokiem. Chyba miałem za dużo wrażeń jak na jeden dzień, jednak on się jeszcze nie skończył. W mojej klatce natknąłem się na mojego "fałszywego ojca" wraz z jego kumplami. Plotki w tym mieście naprawdę szybko się rozchodziły, a oni nie byli tacy głupi. Szybko dodali dwa do dwóch i doszli do wniosku, że skoro tak często spotykałem się z Aleksandrem, to muszę być taki jak on. Dopiero gdy zacząłem tracić przytomność, dali mi spokój. Przez kilka minut leżałem skulony przy schodach, starając się zdławić ból. Czułem metaliczny smak krwi w ustach, a przed oczami miałem mroczki. Mój telefon zadzwonił, jednak nie znałem numeru, dlatego nawet nie starałem się odebrać.
Wstałem na nogi, przez co tylko mocniej zakręciło mi się w głowie. Oparłem się o drzwi wejściowe i wpadłem prosto na blondyna, który krzyknął na mój widok. Szybko wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i zadzwonił do kogoś rzucając: "Przyjedź tu natychmiast!". Po tym objął moją twarz dłońmi i ucałował czoło.
— Wytrzymaj jeszcze chwilę — szepnął.
Blondyn pomógł mi oprzeć się o murek i usiąść na ziemi. Oddychałem głęboko, jęcząc co chwile przez ból w płucach. Aleks patrzył na mnie przerażony, rozglądając się na boki. Do naszej dwójki zbliżała się podejrzanie wyglądająca grupa. Od razu ich poznałem. Ksawier szedł skocznym krokiem z szalonym uśmiechem na twarzy, wraz ze swoją "trupą". Oprócz Filipa, którego widziałem już wcześniej, był z nimi Łukasz i paru osiłków. Z drugiej strony biegł do nas Kordian, który wyglądał o niebo lepiej niż ostatnim razem gdy go widziałem. Już wtedy wiedziałem, że to wszystko nie skończy się dobrze.
— Uciekaj — szepnąłem do blondynka, który popatrzył się na mnie zdziwiony, ale pozostał na miejscu.
Kordian dotarł do nas jako pierwszy. Padł przede mną na kolana, a w jego oczach świeciły łzy.
— Przepraszam Marcin, naprawdę! Nie wiedziałem co on planuje! — mówił jak szalony.
— Jesteś żałosny braciszku — mruknął Ksawier, każąc jednemu dryblasowi odciągnąć od nas chłopaka. — Najpierw sprzedajesz mi o tej dwójce najlepsze informacje, a teraz oczekujesz rozgrzeszenia? — zaśmiał się.
— Wiesz dlaczego tu jesteśmy, prawda Marcinie? — mruknął znowu, podchodząc do mnie.
Rudzielec skrępował Aleksandrowi ręce, przez co lider mógł spokojnie do mnie dojść.
— Widzę, że twój tatuś już się tobą zajął — powiedział, chwytając mnie za szczękę, oglądając rany na twarzy.
— Filip?! Łukasz?! — krzyknął zdziwiony Aleks, przez co zwrócił na siebie uwagę Ksawiera.
— Ach, młody Sobesto! Tak strasznie chciałem się z tobą spotkać twarzą w twarz. Żałuje, że to będzie takie krótkie spotkanie... — mówił, wyciągając ostry nóż ze swojej kieszeni.
Zbliżył ostrze do swojej dłoni i bez problemu przeciął skórę na jej wierzchu.
— Taka ładna buzia — powiedział, zbliżając broń do policzka blondyna. — Jednak nie aż tak ładna, by nie dodać jej blizny czy dwóch.
— Ksawier! Zostaw go, proszę! — jęknąłem żałośnie. — Ze mną zrób co chcesz, ale jego zostaw, proszę. On i tak tego nie rozumie.
Chłopak zaśmiał się cicho i przejechał nożem po bladej skórze Aleksa. Na ten widok serce przestało mi bić. Wydobywając z siebie resztki sił, skoczyłem ku oprawcy, powalając go na ziemie. Potem wszystko działo się strasznie szybko. Cała grupa ruszyła prosto na nas. Ksawier umiejętnie przekręcił się na plecy, wbijając mi nóż w brzuch. Krzyknąłem głośno, automatycznie zginając się w pół. Kątek oka widziałem jak okładają Aleksandra, a bezbronny chłopak nie może nic na to poradzić. Krew zaczęła wypływać z mojej rany, przez co poczułem się dużo słabiej. Powoli traciłem przytomność, przeklinając w duchu swoją niemoc. Oczy zaczęły mi się same zamykać, a w uszach świszczało mi głucho. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyłem, było bardzo jasne światło, które mnie oślepiło. Po tym, odpłynąłem.
— Nie, nie tak - zachichotał. — Ty lubisz go dużo bardziej.
Musiałem mieć naprawdę głupią minę, która tylko utwierdziła go w swoim przekonaniu. Chciałem coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale akurat poczułem wibracje w mojej kieszeni. Wyciągnąłem telefon i odebrałem połączenie.
— Cześć Marcin — powiedział Krzysztof. — Chciałbym cie gdzieś dzisiaj zabrać po szkole, co ty na to?
Odetchnąłem głęboko, starając się zwalczyć ukłucie w sercu.
— Jasne, możemy gdzieś pojechać — mruknąłem.
— Wszystko w porządku?
— Tak, tak — zapewniłem szybko. — Będę czekać pod szkołą.
Rozłączyłem się i wstałem na nogi. Przerwa powoli się kończyła, a musieliśmy jeszcze dojść do swoich klas. Korytarze się zapełniły. W pewnym momencie uwagę wszystkich przykuła owa brunetka, która bezskutecznie próbowała się umówić z Aleksandrem. Chłopak wyglądał na coraz bardziej zirytowanego. Gdy po raz kolejny wydarła się swoim piskliwym głosikiem: "Dlaczego?!", blondynek wyszarpał swoją dłoń z jej uścisku i odpowiedział spokojnie:
— Bo jestem gejem.
Zapadła grobowa cisza. Wszyscy patrzyli po jego twarzy i po swoich kolegach. Dziewczyna patrzyła na niego w szoku, nie wiedząc co zrobić. Dopiero po pierwszym szoku zaczęły się sypać wyzwiska i obraźliwe komentarze. W końcu wzrok chłopaka spotkał się z moim. Widziałem wyzwanie w jego oczach, ale nie potrafiłem stanąć na wysokości zadania. Wiedziałem, że powinienem wyjść do niego i go poprzeć, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiłem, nie miałem odwagi. Wycofałem się z tłumu, patrząc jak Aleksandrowi łamie się serce. Wyminąłem wszystkich po drodze i biegiem dotarłem do mojej klasy, zajmując swoje miejsce. Starałem się przybrać obojętny wyraz twarzy, ale cały czas czułem ból w swoim sercu. Zaczynałem się czuć coraz gorzej. Było mi niedobrze, a głowa strasznie pulsowała od nadmiaru emocji. Nie potrafiłem sobie wyobrazić co czuje Aleks. Przeklinałem się w głowie za to tchórzostwo.
Po skończonej lekcji języka angielskiego, została mi jeszcze matematyka. Na korytarzach wrzało od plotek i obraźliwych sformułowań pod adresem chłopaka. Jego samego nigdzie nie było. Szukałem go wszędzie, chcąc przeprosić i błagać o wybaczenie, jeżeli nic innego by nie działało, jednak kiedy przechodziłem koło szatni, usłyszałem jak jedna z uczennic powiedziała, że widziała go wychodzącego ze szkoły. Wysłałem mu wiadomość, ale nie doczekałem się odpowiedzi.
Gdy mogłem wreszcie wyjść ze szkoły, wybrałem jego numer. Nie odebrał, przez co chciało mi się płakać. Traciłem swoją ukochaną osobę przez głupie opory.
Zobaczyłem czekające na mnie pod bramą Krzysztofa. Przywitałem się cicho i wsiadłem do samochodu.
— Co się stało? — zapytał, zajmując miejsce za kierownicą.
— Zraniłem Aleksandra — powiedziałem głucho, wpatrując się w przestrzeń przede mną.
On dobrze wiedział co łączyło mnie i blondyna.
— Porozmawiamy o tym, jak będziemy na miejscu, dobrze? — mruknął, zwiększając prędkość.
— Gdzie jedziemy? — spytałem jeszcze, przytakując.
— Do domu.
Zdziwiłem się, gdyż nigdy wcześniej nie zabierał mnie do siebie, ale odetchnąłem z ulgą. Nie chciałem jechać do żadnej cukierni czy restauracji. Wysłałem jeszcze jednego SMSa do Aleksa, mając nadzieje, że w końcu mi odpowie.
Po dwudziestu minutach drogi zaparkowaliśmy pod ładnym szarym domkiem jednorodzinnym. Nie był on duży, ale wyglądał na przestronny i sympatyczny. Ciemny dach dodawał mu klasy i stylu, tak samo jak drewniane wykończenia przy oknach i balkonie, który znajdował się na piętrze. Ogród wyglądał na zadbany, liście był zgrabione a rośliny wyglądały na przygotowane do mrozu.
Wysiedliśmy z auta, kierując się po ścieżce z kamienia do drzwi. Weszliśmy do środka, prosto do przytulnego przedpokoju. Na wprost wejścia znajdował się długi korytarz prowadzący w głąb domu, a na dwóch przeciwnych ścianach były dwie wysokie szafy przesuwne, z których jedna została wzbogacona o nasze kurtki. Ściągnąłem buty i poszedłem za mężczyzną. Znaleźliśmy się w przestronnej i jasnej kuchni połączonej z jadalnią. Na ścianach znajdowały się rysunki warzyw i owoców, co najbardziej utkwiło mi w pamięci. Wszystkie meble miały drewniane obicia, co sprawiała, że to miejsce wydawało się być bardziej rodzinne.
— Możesz się rozejrzeć po mieszkaniu, przygotuje nam coś dobrego — powiedział Krzysztof, przeglądając zawartość lodówki.
Kiwnąłem głową i poszedłem się obeznać z nowym miejscem. Przeszedłem obok typowego salonu, z którego był piękny widok na tył domu. Potem znalazłem jeszcze spiżarnie, gdzie znajdowały się różne spożywcze rzeczy, nie wymagające niskiej temperatury, w masowych ilościach. Nie zaglądałem do komórki pod schodami, domyślając się, że są tam głównie przybory do sprzątania lub inne niezbyt fascynujące przedmioty. Wszedłem po schodach na piętro. Była tam spora łazienka, sypialnia mężczyzny i jeden dodatkowy pokój. Zaglądnąłem do środka. Wyglądał na niezamieszkany. Oprócz łóżka, szafy oraz biurka wraz z dostawionym krzesłem, było tu raczej pusto.
— To na wypadek, gdybyś zgodził się ze mną zamieszkać — powiedział Krzysztof, stając za mną z drewnianą łyżką w dłoni.
Spojrzałem na niego i jeszcze raz na pomieszczenie. Pierwszy raz zacząłem myśleć o tym, jak o rzeczywistej przyszłości. Mógłbym wieść tutaj normalne życie.
— Chodź na obiad — odezwał się znów mężczyzna, ciągnąc mnie za ramie.
Uśmiechnąłem się i wróciliśmy do kuchni. Po chwili obaj jedliśmy kurczaka z ryżem i warzywami na parze. Było to naprawdę dobre, ale nie potrafiłem wiele zjeść. Brzuch zaczął boleć mnie z nerwów, gdyż Aleksander dalej się nie odzywał.
— Przepraszam, ale już nie mogę — mruknąłem, spuszczając wzrok.
— Nic się nie dzieje, idź do salonu, zrobię herbaty i pogadamy — spojrzał na mnie przyjaźnie.
Przytaknąłem i pozwoliłem sobie rozwalić się na kanapie. Gdy tylko mój... tata do mnie dołączył, opowiedziałem mu całą historię. Zwróciłem uwagę na to, jak wszyscy dookoła mnie by na to zareagowali i na wspomnienia z dzieciństwa, wiedziałem, że mogę mu zaufać.
— Aleks to mądry chłopak. Jeżeli wszystko mu wyjaśnisz, tak jak mi przed chwilą, to jestem pewien, że cie zrozumie i wybaczy. Daj mu czas, żeby mógł ochłonąć i dopiero wtedy z nim porozmawiaj, na spokojnie — powiedział na koniec. — A teraz musimy się już niestety zbierać, by twoja mama się niepotrzebnie nie martwiła.
— Nie martwiłaby się nawet, gdybym zniknął na zawsze — prychnąłem.
Brunet nie odpowiedział, tylko westchnął ciężko. Wracając, rozmawialiśmy o mało istotnych rzeczach. Dopiero gdy znaleźliśmy się pod moim blokiem, poruszył ten temat.
— Jeżeli tylko chcesz, to mogę zrobić wszystko, żebyś tylko zamieszkał ze mną. Myślę, że twoi obecni domownicy nie mieliby nic przeciwko, a ja potrafiłbym się tobą odpowiednio zająć, wystarczy, że dasz mi szansę. Gdybym tylko wiedział o tym wcześniej, że mam tak wspaniałego syna, to nigdy nie dopuściłbym do takiej sytuacji. Naprawdę żałuje, że nie spędziłem z tobą tych kilkunastu lat, ale chciałbym to wszystko naprawić. Jednak muszę mieć pewność, że ty też tego chcesz... Nie mogę cie uszczęśliwiać na siłę.
Moje serce zaczęło być kilka razy szybciej, a oczy niebezpiecznie się zaszkliły.
— Chce tego, chce — szepnąłem, ale wiedziałem, że mnie usłyszał.
Wyszedłem szybko z auta i pobiegłem do domu. W międzyczasie dostałem wiadomość od Aleksa, który chciał się ze mną spotkać za pół godziny pod moim blokiem. Chyba miałem za dużo wrażeń jak na jeden dzień, jednak on się jeszcze nie skończył. W mojej klatce natknąłem się na mojego "fałszywego ojca" wraz z jego kumplami. Plotki w tym mieście naprawdę szybko się rozchodziły, a oni nie byli tacy głupi. Szybko dodali dwa do dwóch i doszli do wniosku, że skoro tak często spotykałem się z Aleksandrem, to muszę być taki jak on. Dopiero gdy zacząłem tracić przytomność, dali mi spokój. Przez kilka minut leżałem skulony przy schodach, starając się zdławić ból. Czułem metaliczny smak krwi w ustach, a przed oczami miałem mroczki. Mój telefon zadzwonił, jednak nie znałem numeru, dlatego nawet nie starałem się odebrać.
Wstałem na nogi, przez co tylko mocniej zakręciło mi się w głowie. Oparłem się o drzwi wejściowe i wpadłem prosto na blondyna, który krzyknął na mój widok. Szybko wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i zadzwonił do kogoś rzucając: "Przyjedź tu natychmiast!". Po tym objął moją twarz dłońmi i ucałował czoło.
— Wytrzymaj jeszcze chwilę — szepnął.
Blondyn pomógł mi oprzeć się o murek i usiąść na ziemi. Oddychałem głęboko, jęcząc co chwile przez ból w płucach. Aleks patrzył na mnie przerażony, rozglądając się na boki. Do naszej dwójki zbliżała się podejrzanie wyglądająca grupa. Od razu ich poznałem. Ksawier szedł skocznym krokiem z szalonym uśmiechem na twarzy, wraz ze swoją "trupą". Oprócz Filipa, którego widziałem już wcześniej, był z nimi Łukasz i paru osiłków. Z drugiej strony biegł do nas Kordian, który wyglądał o niebo lepiej niż ostatnim razem gdy go widziałem. Już wtedy wiedziałem, że to wszystko nie skończy się dobrze.
— Uciekaj — szepnąłem do blondynka, który popatrzył się na mnie zdziwiony, ale pozostał na miejscu.
Kordian dotarł do nas jako pierwszy. Padł przede mną na kolana, a w jego oczach świeciły łzy.
— Przepraszam Marcin, naprawdę! Nie wiedziałem co on planuje! — mówił jak szalony.
— Jesteś żałosny braciszku — mruknął Ksawier, każąc jednemu dryblasowi odciągnąć od nas chłopaka. — Najpierw sprzedajesz mi o tej dwójce najlepsze informacje, a teraz oczekujesz rozgrzeszenia? — zaśmiał się.
— Wiesz dlaczego tu jesteśmy, prawda Marcinie? — mruknął znowu, podchodząc do mnie.
Rudzielec skrępował Aleksandrowi ręce, przez co lider mógł spokojnie do mnie dojść.
— Widzę, że twój tatuś już się tobą zajął — powiedział, chwytając mnie za szczękę, oglądając rany na twarzy.
— Filip?! Łukasz?! — krzyknął zdziwiony Aleks, przez co zwrócił na siebie uwagę Ksawiera.
— Ach, młody Sobesto! Tak strasznie chciałem się z tobą spotkać twarzą w twarz. Żałuje, że to będzie takie krótkie spotkanie... — mówił, wyciągając ostry nóż ze swojej kieszeni.
Zbliżył ostrze do swojej dłoni i bez problemu przeciął skórę na jej wierzchu.
— Taka ładna buzia — powiedział, zbliżając broń do policzka blondyna. — Jednak nie aż tak ładna, by nie dodać jej blizny czy dwóch.
— Ksawier! Zostaw go, proszę! — jęknąłem żałośnie. — Ze mną zrób co chcesz, ale jego zostaw, proszę. On i tak tego nie rozumie.
Chłopak zaśmiał się cicho i przejechał nożem po bladej skórze Aleksa. Na ten widok serce przestało mi bić. Wydobywając z siebie resztki sił, skoczyłem ku oprawcy, powalając go na ziemie. Potem wszystko działo się strasznie szybko. Cała grupa ruszyła prosto na nas. Ksawier umiejętnie przekręcił się na plecy, wbijając mi nóż w brzuch. Krzyknąłem głośno, automatycznie zginając się w pół. Kątek oka widziałem jak okładają Aleksandra, a bezbronny chłopak nie może nic na to poradzić. Krew zaczęła wypływać z mojej rany, przez co poczułem się dużo słabiej. Powoli traciłem przytomność, przeklinając w duchu swoją niemoc. Oczy zaczęły mi się same zamykać, a w uszach świszczało mi głucho. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyłem, było bardzo jasne światło, które mnie oślepiło. Po tym, odpłynąłem.
Nie ma tu żadnych komentarzy? Jak to możliwe? :o
OdpowiedzUsuńJa pochłonęłam Twoje opowiadanie niczym gąbka. Jest świetne! Trochę zgrzyta mi to, że polskie imiona, ale przyzwyczaiłam się. ;)
Szkoda, że rozdziały dodajesz tak rzadko... :( Urzekła mnie ta historia i zdecydowanie chciałabym więcej.
Pojawiają się tutaj jakieś błędy, literówki itd, jednak na to nie zwracam większej uwagi-liczy się tekst. Wchodząc na tego bloga nie byłam przekonana, a tu proszę! Jestem pod wrażeniem, bo wygląd bloga nie zapowiadał czegoś tak cudownego. I to jest dobry przykład do cytatu "Nie oceniaj książki po okładce". ;)
W jednym z rozdziałów padłam po tych słowach:
"uważając na ciągle nokautujący mnie próg"
Jakoś tak mi one zabawnie brzmią w całym kontekście niezdarności bohatera. ;D
Pozdrawiam,
Malina.
http://opowiadania-harrypotter.blogspot.com/
O, widzę, że trafiłaś na tego bloga chyba z mojego XD
UsuńCzyż on nie jest wspaniały? Też się strasznie dziwiłam, że tutaj nie ma komentarzy! Przecież ten blog jest genialny!
Tak, przez Twojego bloga trafiłam tutaj. :P
UsuńNie wiem dlaczego tak się stało. Wieje tutaj pustką, a szkoda, bo autorka ma talent.
Zdecydowanie zgadzam się z Tobą - blog jest genialny! ;)
Świetny rozdział! Na początku strasznie mi się przykro zrobiło z powodu Aleksandra, ale potem, ta akcja pod koniec, no cudeńko! Genialnie to ujęłaś! To takie smutne, że to przedostatni rozdział ;-; Naprawdę pokochałam Twojego bloga i jestem nim niezwykle oczarowana. Na szczęście prowadzisz jeszcze kilka innych blogów, więc postaram się to jakoś przeżyć.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony nie mogę się doczekać 17-ego rozdziału, a z drugiej nie chcę, aby tak szybko nadszedł! Bo uwielbiam Twoją twórczość, ale... TO BĘDZIE OSTATNI ;-; Koszmar, po prostu nie wiem jak to wytrzymam!
No cóż, wiec, że Twój blog w wielu momentach mnie niesamowicie poruszył, w niektórych rozbawił, a sam całokształt poraził swoją doskonałością. Czekam aż do końca :*
Pozdrawiam i życzę weny!
Jest napiecie, jest fabula, jest zajebistosc - wszystko na miejscu :D pozdrawiam i zycze weny ;*
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńjak widać Krzysztof naprawdę chce zająć się Marcinem, nic o nim nie wiedział, a jak widać rodzice Alexandra poszukali go, oj to w szkole to było smutne.....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia