sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 13

  Pierwszy tydzień szkoły minął mi całkiem spokojnie. Codziennie wstawałem wcześnie rano, by przygotować się do lekcji, po czym szedłem na zajęcia, wracałem... i nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Chłopaki z trzeciej nie mieli czasu popołudniami, a Aleks chodził na dodatkowe kursy z języków i oczywiście miał treningi, które choć były mniej intensywne, dalej dawały się we znaki. Z tego właśnie powodu, tak strasznie cieszyłem się na nadciągający weekend. W końcu mieliśmy praktycznie całe dwa dni dla siebie. 
  Wstałem w naprawdę świetnym humorze, który trafił szlag, gdy tylko wyszedłem z mojego pokoju. Trafiłem prosto w środek kłótni moich rodziców. Ojciec rzucał o podłogę wszystkimi rzeczami, które podwinęły mu się pod rękę, a Matka darła się na niego. Chciałem się jak najszybciej wycofać, ale było już na to za późno.
 Kolejny darmozjad. Nie wiem jak mogłem Cie z nim przyjąć pod swój dach!  splunął, patrząc mi w oczy.  Już dawno powinienem cie stąd wyrzucić bękarcie.
 To to zrób  powiedziałem.
Z reguły nie pozwalałem, żeby emocje wzięły nade mną górę, ale miałem już tego wszystkiego dość.
 Szczeniaku, myślisz, że możesz się odzywać bez pozwolenia? Powinieneś być mi wdzięczny. Wziąłem Ciebie i twoją matkę, kiedy twój ojczulek was zostawił, jesteś nic nie wartym śmieciem, skoro nawet on nie chciał cie znać. 
 Przestań!  krzyknąłem, odganiając niechciane łzy z oczu.  Nie masz prawa tak mówić! 

  On w mgnieniu oka znalazł się obok mnie i wymierzył mocny cios w mój brzuch, a potem w twarz. Zgiąłem się w pół, czując jak do moich ust napływa krew. Jednak na tym się nie skończyło. Mężczyzna podciągnął mnie do góry za włosy i zacisnął dłoń na mojej krtani, patrząc jak coraz rozpaczliwiej próbuje złapać oddech. Kiedy pojawiły mi się mroczki przed oczami i czułem, że już dłużej nie wytrzymam, puścił mnie. Osunąłem się bezwładnie po ścianie, zwijając się w kłębek na podłodze. Na koniec kopnął mnie kilka razy i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. 
  Po kilku minutach doszedłem do siebie. Na drżących nogach wróciłem do swojego pokoju. Twarz pulsowała mi z bólu, tak samo jak brzuch, a gdzieniegdzie wyczuwałem spływającą krew. Spakowałem wszystkie rzeczy potrzebne mi na kolejny dzień oraz do szkoły, i dopiero wtedy poszedłem do łazienki. Buzie miałem nienaturalnie opuchniętą, a z nosa, rozciętej wargi i rany na czole sączyła się krew. Oczyściłem nacięcia wodą, ale dalej wyglądałem paskudnie. Ściągnąłem z siebie piżamę i w duchu dziękowałem bogu, że nie było zbyt ciepło tego dnia. Spokojnie mogłem zakryć rany na brzuchu grubą bluzą. Dzięki kapturowi, mogłem też chociaż minimalnie ukryć obrażenia na twarzy. Do tego naciągnąłem na siebie luźne spodnie i wyszedłem z domu. Nie wziąłem śniadania bo nie miałem ochoty nic jeść, jakbym miał w gardle wielką gule, która uniemożliwiała mi przełykanie. 
  Droga do szkoły ciągnęła się niemożliwie. Przez ból w okolicach żeber, nie mogłem sprawnie się poruszać i często przystawałem aby wziąć głęboki oddech. W końcu jakoś dotarłem do bramy.
   Kątem oka zobaczyłem jak Aleks wchodzi do szkoły, przez co zrobiło mi się troszkę lepiej. Nie trwało to jednak długo, gdyż zobaczyłem Kordiana, wychodzącego zza kolumny. Wyglądało to tak, jakby śledził blondyna. Wyrzuciłem z głowy te myśli. Ostatnio wszędzie widziałem jakieś spiski i oszczerstwa, co sprawiało, że powoli wariowałem.
W końcu dotarłem do swojej klasy i mogłem zająć się bardziej przyziemnymi sprawami. Nie potrafiłem skupić się na lekcjach, ale chociaż starałem się robić notatki. Nie miałem ani siły, ani ochoty by przyswoić cały dzisiejszy materiał. Gapiłem się bezmyślnie w kartkę dbając o to, żeby nikt nie zauważył moich siniaków. Czułem na swoim ciele ciekawskie spojrzenia, ale starałem się nie zwracać na nie uwagi.
Siedem godzin lekcyjnych dłużyło mi się niemiłosiernie. Nauczyciele nie byli łaskawi, przez co miałem mnóstwo zadań domowych i zapowiedzianych kartkówek. Westchnąłem ciężko i spakowałem swoje rzeczy do torby. Aleksander miał na mnie czekać przed wejściem, gdyż kończył godzinę wcześniej. Moi koledzy z klasy już dawno wybiegli z sali, kiedy ja dopiero podnosiłem się z krzesła. Pożegnałem się z nauczycielem historii cichym "do widzenia" i wolnym krokiem skierowałem się na dziedziniec. Blondyn stał przy bramie i kiedy tylko mnie zobaczył, rzucił się w moją stronę. Przytuliłem go mocno, strasznie mi tego brakowało.
 Mój tata będzie tutaj za dziesięć minut  mruknął w moją szyję.
Trwaliśmy tak jeszcze chwilę, przez co kompletnie zapomniałem o moich ranach. Spojrzałem na niego szczęśliwy, jednak gdy dostrzegł moje siniaki, uśmiech zniknął z jego twarzy. Złapałem się za zranione miejsce i wpatrzyłem się w moje buty. Chłopak delikatnie nakrył moją dłoń swoją i pocałował mnie w czoło. Spokojnie badał siną skórę swoimi długimi palcami i masował je okrężnymi ruchami.
 Aleks  wydusiłem, hamując łzy.
 Cichutko  mruknął, przyciągając mnie do siebie.  Porozmawiamy o tym później, teraz chodź.

Chłopak pociągnął mnie w stronę parkingu, na którym czekaliśmy jeszcze chwilę na jego tatę. Kiedy przyjechał, wcisnęliśmy się na tylne siedzenia. Przywitałem się z panem Adamem, starając się brzmieć zwyczajnie. Blondyn szybko zrozumiał dlaczego jestem taki skrępowany i sam przejął pałeczkę. Wypytywał swojego opiekuna o różne rzeczy i opowiadał mu o tym, jak spędził dzień.
Gdy podjechaliśmy pod dom, jego mama czekała na nas na podjeździe. Powiedziała nam, że muszą pojechać na jakieś ważne spotkanie i że nie będzie ich aż do wieczora. Odetchnąłem z ulgą, co nie uszło uwadzę Aleksandra.
Wbrew moim obawą nie poruszyliśmy tego tematu. Zaniosłem torbę do pokoju Aleksa i wyszliśmy na dwór. Na najmniejszym wybiegu, który zwykle pozostawał pusty, biegał malutki źrebak. Blondyn wysyłał mi wcześniej jego zdjęcia, ale dopiero teraz mogłem porządnie się mu przyjrzeć. Był to żwawy kary ogier, który kłusował dookoła ogrodzenia. Miał długą czarną grzywę i duże ciemne oczy. Wyglądał bardzo majestatycznie.
Zabraliśmy parę jabłek i kostek cukru, i weszliśmy na jego teren. Konik był przyjazny, dlatego mogliśmy się z nim trochę pobawić. Głową odbijał dmuchaną kolorową piłkę i przyszczypywał naszą skórę, gdy targaliśmy go za uszy. W końcu zaczęło się ściemniać i musieliśmy zamknąć malucha.
 Jak go nazwiecie?  spytałem, gdy wracaliśmy na wybieg po pozostawione rzeczy.
 Jeszcze nie wiemy, może ty coś wymyślisz?  powiedział Aleks, siadając na jednej z belek płotu.

Podszedłem do niego. Przed naszymi oczami malował się piękny widok. Słońce powoli zachodziło z firmamentu, dając upust księżycowi i gwiazdom.
 Myślisz, że pocałunek o zachodzie słońca naprawdę jest taki wyjątkowy, czy po prostu przereklamowany?  mruknął Aleksander, przyciągając mnie do siebie.
 Możemy to sprawdzić.

Chłopak wykorzystał to, że był o te kilka centymetrów wyższy przez siedzenie na płocie. Przysunął mnie do siebie za kark i pocałował mocno. Zachłannie dobieraliśmy się do swoich ust, łaknąc swojego dotyku. Syknąłem, gdy blondyn zbyt mocno zacisnął ręce na mojej talii, naciskając na poturbowany brzuch. Przerwał pocałunek i popatrzył na mnie zmartwiony, gładząc podrażnione miejsce.
 Bardzo Cie boli?  zapytał, po czym przeniósł usta na moją szyję.
 Troszeczkę  sapnąłem z przyjemności.
 Chodź, w domu zrobię ci okład  zamruczał i czułem, że na pomocy medycznej się dzisiaj nie skończy.

Jednak zanim Aleks zaczął bawić się w pielęgniarkę, zjedliśmy zostawiony przez jego mamę obiad. Lubiłem jej kuchnie, była taka domowa, rodzinna. Rozmawialiśmy wesoło, zajadając się pierogami ruskimi. Opowiedziałem mu o dzisiejszych lekcjach i o natłoku nauki. Bałem się, że sobie z tym nie poradzę. Blondyn zaproponował mi pomoc, na co chętnie się zgodziłem.
Po skończonym posiłku umyliśmy talerze i poszliśmy do jego pokoju.
 Połóż się na łóżku  polecił mi i zniknął za drzwiami.

Posłusznie ułożyłem się na materacu. Nie czekałem na niego długo. Wrócił w towarzystwie miski z wodą, ręcznika, środa dezynfekującego oraz maści na szybsze gojenie. Delikatnie oczyszczał rany na mojej twarzy, a potem osuszał i wcierał maść.
W końcu zahaczył o dół mojej koszulki i ściągnął ją powoli. Chciałem coś powiedzieć, ale uciszył mnie pocałunkiem. Usiadł okrakiem na moich biodrach. Dłońmi zbadał strukturę mojej klatki piersiowej, po czym wziął trochę maści na palce. Zaczął ją równomiernie wcierać w sine miejsca. Zadrżałem mimowolnie. Żel był zimny, więc kiedy spotkał się z rozgrzaną do białości skórą, jęknąłem głośno. Przeniosłem dłonie na plecy Aleksa i powoli zacząłem podwijać jego bluzkę. Chłopak uniósł ręce do góry, dzięki czemu kawałek ubrania szybko znalazł się na podłodze. Wplotłem palce w jego włosy, przyciągając go za nie do siebie. Całowałem go czule, pozwalając by przejął nade mną kontrole. Pogłębił pocałunek, mocując się z zamkiem przy moich spodniach. W końcu również one poszły w ślad za koszulką, ale na tym Aleksander nie skończył, chciał również pozbyć się moich bokserek. Nie pozwoliłem mu jednak. Dopiero gdy również był w samej bieliźnie, dałem mu wolną rękę. Ani trochę się nie wahał, ściągając ostatnie okrycie. Później też nie okazywał oznak strachu czy niepewności. Pochylił się nad moim członkiem i chuchnął w niego powietrzem. Zadrżałem, a z moich ust wydobył się przeciągły jęk. To pobudziło go tylko do działania. Wziął go w swoje słodkie usta, naprzemiennie liżąc i ssąc. Prężyłem się na łóżku, sapiąc głośno. Nie potrafiłem długo wytrzymać z taką ilością przyjemności, dlatego  po kilku minutach doszedłem z jego imieniem na ustach. Blondyn zdążył się odsunąć i zaczął całować mnie po szyi, kiedy ja starałem się uspokoić moje rozdygotane ciało.
Kiedy spojrzałem na Aleksa, zebrałem się w sobie i przekręciłem tak, że teraz ja byłem nad nim.
 Nie musisz tego robić  mruknął, kiedy składałem drobne pocałunki na jego klatce piersiowej.
 Ale chce  powiedziałem, a na potwierdzenie tych słów, ścisnąłem delikatnie jego nabrzmiałego penisa przez materiał bokserek.

Aleksander zaskomlał i przyciągnął mnie bliżej. Ściągnąłem jego bieliznę i zacząłem stymulować jego członka. Nie byłem chyba gotowy na więcej, ale jemu to nie przeszkadzało. Każdy mój ruch nagradzał cichym westchnięciem, a gdy przyspieszyłem, osiągnął szczyt jęcząc wprost do mojego ucha. Wtuliliśmy się w siebie, kompletnie zapominając o całym bałaganie, o rozrzuconych ubraniach. Zasnęliśmy ze słowami cisnącymi się na usta, ale oboje byliśmy zbyt przerażeni, żeby je powiedzieć.

xXx


Kiedy wstałem, Aleksa nie było już w pokoju. Przetarłem zmęczone oczy i przeciągnąłem się. Z zaskoczeniem zauważyłem, że ubrania zostały posprzątane, tak samo jak ślady naszej wczorajszej "zabawy".
Podniosłem się, zabrałem świeże ciuchy z torby i poszedłem do łazienki, wciąć prysznic. Po tylu spędzonych tutaj dniach i nocach, czułem się tu bardziej komfortowo niż we własnym domu. Umyłem włosy brzoskwiniowym szamponem, którego zapach uwielbiałem, a w skórę wtarłem balsam o tej samej nucie. Zaczesałem jeszcze mokre włosy do tyłu i spojrzałem do lustra. Siniaki zbledły, ale dalej było je wyraźnie widać. Nie chciałem schodzić na dół w takim stanie, nie mogłem się tak pokazać. Nagle drzwi do łazienki otworzyły się, a do środka wszedł blondyn. Podszedł do mnie od tyłu i objął, całując lekko w kark.
 Zajmę się tym  powiedział i zaczął wyciągać jakieś różne kosmetyki.

Nawet nie starałem się zapamiętać nazw tych wszystkich mazideł. Po prostu pozwoliłem mu robić co chciał. Po chwili nie było śladu po ranach, perfekcyjnie ukrytych pod makijażem.
Zeszliśmy na dół. Przy stole siedzieli już rodzice Aleksa i dodatkowo jakiś mężczyzna, który był dziwnie znajomy. Był wysoki i dobrze zbudowany. Miał krótko przystrzyżone ciemne włosy i brązowe oczy. Wyglądał na jakiegoś ważnego biznesmena.
Przywitaliśmy się ze wszystkimi i usiedliśmy obok siebie.
 Marcinie, poznaj pana Krzysztofa  powiedział oficjalnie tata blondyna.
 Miło mi pana poznać  mruknąłem, splatając palce mojej dłoni z Aleksandra.
 Ciebie również.

Razem z Aleksem siedzieliśmy cicho, zjadając swoje naleśniki, podczas gdy dorośli rozmawiali o jakichś błahych sprawach jak sport.
 Wieczorem Krzysztof będzie jechał do miasta i może Cie wtedy odwieźć. Co Ty na to?  spytała pani Ewa.
Myślałem nad tym chwile, po czym ostatecznie zgodziłem się. Zakładałem, że skoro państwo Sobesto go lubią i ufają, to nic mi się nie stanie. Dodatkowo wolałem wracać do domu autem, niż tłuc się komunikacją miejską.
Po śniadaniu poszliśmy z blondynem na spacer. Tego dnia była naprawdę ładna pogoda dlatego, kiedy doszliśmy do pobliskiego jeziora, postanowiliśmy popływać. Zrzuciliśmy z siebie ubrania, zostając jedynie w bokserkach i wskoczyliśmy do wody. Była chłodna i rześka, co było jak koło ratunkowe w ten upalny dzień. Chlapaliśmy się, podtapialiśmy i wskakiwaliśmy do wody niezliczoną ilość razy. Wszystko to było tak bardzo intensywne, że w końcu położyliśmy się obok siebie na trawie i staraliśmy się przywrócić normalny oddech. Aleks sięgnął po moją dłoń i złączył nasze palce.
 Czy teraz mi powiesz, kto Cie pobił?  zapytał spokojnie.
Mój żołądek od razu się ścisnął, a w gardle urosła gula. Nie chciałem mu powiedzieć co się stało, ale też nie mogłem go okłamywać. Nie potrafiłem nic z siebie wydusić. Chłopak przekręcił się na bok i zaczął gładzić mój policzek wolną dłonią.
 Nie masz się czego bać kochanie, nie zrobię niczego, czego nie będziesz chciał  szepnął, zaczesując moje włosy do tyłu.
 Facet mojej mamy  wydusiłem.  Do tamtego dnia myślałem, że jest moim ojcem, ale boleśnie mnie uświadomił, że jednak nie.
Aleks przypatrywał mi się spokojnie, dalej gładząc uspokajająco moją skórę.
 To nic wielkiego, w sumie czułem to. Wtedy był po prostu zdenerwowany i trochę pijany, wszedłem w złym momencie.
 Czy to zdarzało się wcześniej?  zapytał, zamykając palcami moje oczy.
 Tak  szepnąłem.

Nie mówiliśmy już nic więcej. Korzystaliśmy z chwili błogiego spokoju. Blondyn wtulił się we mnie, uważając na siniaki i leżeliśmy tak, oboje pogrążeni w swoich myślach. Spędziliśmy na dworze cały dzień, dopiero, kiedy zaczęło się ściemniać, uznaliśmy, że musimy iść. Wróciliśmy szybko do domu, urządzając sobie małe wyścigi. Na tarasie zastaliśmy trójkę dorosłych, siedzących przy rozpalonym grillu. Ucieszyłem się na widok przepysznie wyglądającego jedzenia, tak samo jak mój wygłodniały brzuch.
Jak zawsze usiedliśmy z Aleksem obok siebie. W skupieniu zjadaliśmy szaszłyki i sałatki, gdy pozostali rozmawiali o jakichś przetargach i giełdach. Czułem, że naszym przyjściem przerwaliśmy im jakąś poważną rozmowę. Pan Adam patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, jakby chciał coś powiedzieć, ale walczył sam ze sobą w środku.
W końcu skończyliśmy kolacje i musiałem się pożegnać z blondynem. Stanęliśmy przy schodach prowadzących do wejścia. Pan Krzysztof czekał na mnie na podjeździe wraz z rodzicami chłopaka, więc mieliśmy jeszcze chwilkę. Pocałowałem delikatnie jego policzek, nos i czoło, mrucząc ciche: "do poniedziałku".
Podszedłem do auta, gdzie pożegnałem się panią Ewą i panem Adamem. Wsiadłem niepewnie do czarnej hondy. Ten cały pan Krzysztof wywoływał u mnie dziwne uczucia. Czułem potrzebę zaimponowania mu i jeszcze pozostawała kwestia tego dziwnego deja vie, jakbym go już znał.
 Na jakiej ulicy mieszkasz?  spytał niskim głosem.
 Wystarczy, że podrzuci mnie pan gdzieś po drodze, w mieście, tam już sobie poradzę  mruknąłem, uśmiechając się lekko.
Mężczyzna prychnął i powiedział:
 Nie pozwolę Ci się włóczyć samopas po nocy, dlatego podaj mi adres.

Poczułem dziwne ciepło rozpływające się po moim organizmie. Świadomość, że ktoś się o ciebie troszczy, była naprawdę wspaniałym uczuciem, nawet jeśli robił to z polecenia pana Adama.
 Filaretów dwanaście  powiedziałem i zapatrzyłem się na krajobraz za oknem.

Droga minęła nam zaskakująco szybko. Kiedy byliśmy pod moim blokiem, podziękowałem grzecznie i poszedłem do domu. Zanim wszedłem do mieszkania, ktoś mnie zatrzymał. Kordian siedział na schodach przy moich drzwiach. Gdy mnie zobaczył, podniósł się na nogi i rozejrzał się.
 Też miło cie widzieć  mruknąłem, kiedy po prostu się we mnie wpatrywał.
 Musisz go zostawić  syknął.
 Co?  spytałem zaskoczony i cofnąłem się o dwa kroki.
 Musisz go zostawić, musisz! Inaczej oni ciebie też... Oni... Musisz!  dukał jak szaleniec.
Dopiero wtedy zauważyłem jego szerokie źrenice.
 O czym ty mówisz?  żachnąłem.
 Ty i ten szczeniak... biedny, mały, bezbronny szczeniak. Nie możesz skończyć jak szczeniak. Nie możesz!  krzyczał, podchodząc do mnie.  Nie zostawi szczeniaka, nie.. nie on. Pomóc! Muszę pomóc! Nie... nie mogę, oni zabiorą moją ukochaną, nie.
Przestraszyłem się, kiedy tak majaczył do siebie. Nagle podszedł do mnie i zacisnął ręce na mojej koszulce.
 Chroń szczeniaka, proszę, chroń go.
Z jego oczu popłynęły łzy, a chwilę później zbiegał już na dół po schodach.

Stałem tak jeszcze parę minut, zastanawiając się co to wszystko mogło znaczyć. Wszedłem do domu kierując się prosto pod prysznic, a potem do łóżka. Cały czas chodziło mi po głowie, że będziemy mieć spore kłopoty... już wkrótce.

4 komentarze:

  1. Super, super, super ^^ ale ileż można pisać słodkości :) doczekałam się rozdziału i nie zawiodłaś mnie :3 dziękuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawie się poryczalam. Jak zwykle świetnie i tajemniczo

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    a może Krzysztof jest jego biologicznym ojcem, czyżby Konrad coś wiedział i ktoś planuje zaatakować Alexandra?
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń