Obudziłem się zlany potem. Powoli wyrównywałem swój oddech, przypominając sobie sceny z ostatniego snu. Po raz kolejny przyśnił mi się ten koszmar. Przetarłem twarz i odetchnąłem głęboko. Nie potrafiłem pozbyć się obaw dotyczących naszej relacji z blondynem. Bałem się reakcji ludzi, moich i jego rodziców, kolegów...
Przysunąłem się bliżej do śpiącego Aleksa, przerzucając rękę przez jego bok. Chłopak chwilę się pokręcił, po czym otworzył swoje śliczne oczy.
— Coś się stało? — mruknął, zaplatając ręce na moim karku.
Przyciągnąłem go do siebie na maksymalną odległość, wdychając jego zapach.
— Nic kochanie, śpij. — Pocałowałem go w policzek.
— Mhm.
Jego spokojny oddech owiał moją szyje, dzięki czemu poczułem się dużo lepiej. Jego bliskość zawsze mnie uspokajała, jego głos był kojący, a dotyk rozluźniał moje mięśnie.
Zamknąłem oczy, by móc odpocząć przez te kilka kolejnych godzin, które pozostały do rana.
Kiedy kolejny raz otworzyłem oczy Aleksandra nie było już obok mnie. Przeciągnąłem się, powoli pobudzając do pracy moje mięśnie. Usłyszałem dźwięk lejącej się wody i mimowolnie odetchnąłem z ulgą. Chyba powoli zaczynałem mieć paranoje. Byliśmy w hotelu, stojącym przy ogromnym ośrodku jeździeckim "La primera", w którym miały się dzisiaj odbyć Mistrzostwa Polski. Pozostałem jeszcze przez chwile w łóżku, do czasu aż chłopak wyszedł z łazienki.
— Wstawaj śpiochu — powiedział, zakładając koszulkę. — Za dwadzieścia minut śniadanie.
— Już, już...
Podniosłem się z posłania i podszedłem do chłopaka. Objąłem go w talii i pocałowałem czule.
— Pospiesz się, zostało ci mało czasu — mruknął, wyplątując się z uścisku.
Zabrałem ciuchy na przebranie i wszedłem do łazienki. Wziąłem jedynie szybki pobudzający prysznic i po kilkunastu minutach schodziliśmy już na śniadanie. Musieliśmy się trochę sprężyć, gdyż zawody zaczynały się dość wcześnie. Zebraliśmy się szybko i już po chwili wychodziliśmy przez drzwi główne, wprost na drogę prowadzącą do ogromnego kompleksu. Tym razem widowisko było dużo większe niż wcześniej. Wokół pięknego dużego wybiegu, który był ozdobiony kwiatami i innymi dekoracjami, kręciła się masa ludzi. Niektórzy sprzedawali jakiś osprzęt, inni przekąski. Nie brakowało też zawodników i ich przyjaciół. Z każdej strony dochodziły wesołe rozmowy, czy śmiechy. Ledwo udało nam się przebić przez tłum. Zaciągnąłem Aleksandra na tył stajni, gdzie (dzięki bogu) nie było ludzi i pocałowałem go "na szczęście". Blondynek uśmiechnął się do mnie słodko, kiedy zamykałem za sobą olbrzymie drewniane drzwi.
Włożyłem ręce do kieszeni i udałem się na trybuny, starając się odnaleźć wzrokiem rodziców chłopaka. Nie było to łatwym zadaniem, gdyż siedziało na nich mnóstwo ludzi.
W końcu dopatrzyłem ich w ostatnim - najwyższym sektorze. Usiadłem na miejscu obok pana Adama, który najwyraźniej zajął dla mnie miejsce i wpatrzyłem się w dal. Z tego miejsca można było dokładnie zobaczyć całą okolicę. Było tu naprawdę pięknie. Pełno gór, lasów, wszędobylski spokój. Mógłbym zamieszkać gdzieś na odludzi, gdzie nikt by mi... nam nie przeszkadzał.
Nie chciałem przed sobą przyznać, ale strasznie denerwowałem się tym wydarzeniem. Starałem się odciągnąć myśli od tego, że Aleksander mógłby... w jakimś dziwnym zbiegu wydarzeń.... przegrać. Chyba nie potrafiłbym spojrzeć w jego smutne i rozczarowane oczy. Dlatego gdy tylko na trawie pojawił się pierwszy zawodnik, ścisnąłem swoje kciuki tak, że knykcie mi pojaśniały. Oczywiście wierzyłem w niego z całego serca, ale i tak nie potrafiłem okiełznać niepokoju.
Wszystko strasznie ciągnęło się w czasie, dlatego po godzinie byłem bardziej niż zirytowany. Wolałem mieć już przejazd blondyna z głowy.
— Jedzie ostatni — mruknął mi do ucha pan Sobesto.
Jęknąłem głośno i oparłem łokcie na kolanach, podpierając brodę dłońmi. Leniwie oglądałem kolejne osoby, które nie wzbudziły we mnie żadnych uczuć. Nagle poderwałem głowę, dostrzegając tą samą dziewczynę co ostatnio - Klaudie. Ponownie zaliczyła bardzo dobry przejazd, ale nie przejąłem się tym. Dobrze wiedziałem, że Aleksander jest od niej lepszy.
Dopiero kiedy na wybiegu pojawił się niejaki Oliwier, zacząłem się niepokoić. Wyglądał... przerażająco. Był wysoki, dostojny, z przebiegłym uśmiechem na twarzy i zdecydowaniem w ruchach. Otworzyłem szeroko oczy. Chłopak był bardzo przystojny, ale nie to przyciągnęło mojej uwagi. Bił od niego czysty profesjonalizm, jakby wiedział, że przyjechał po wygraną, jakby gardził wszystkimi innymi zawodnikami. Zacisnąłem pięści na materiale moich spodni i przygryzłem wargę.
— Kolejny zawodnik to Oliwier Solik, brawa! — krzyknął komentator do mikrofonu.
Chłopak wystartował i już wtedy wiedziałem, że będzie miał świetny czas. Pokonał wszystkie przeszkody w zaskakująco szybkim tempie. Kiedy skończył przejazd, trybuny milczały, ale po chwili wybuchły wielkim aplauzem na cześć Oliwiera. Ja miałem mieszane uczucia. Ten brunet jechał naprawdę świetnie i gdzieś w duchu niepokoiłem się o Aleksa. Po kolejnych kilkunastu osobach, które nie można było porównywać do Solika.
W końcu na murawie pojawił się Aleksander wraz z Inrem. Jak zwykle wyglądali świetnie, ale miałem przeczucie, że sam wygląd dzisiaj nie wystarczy. Czułem że mój blondynek nie wygra. Zdziwiłem się, kiedy ruszył jeszcze szybciej niż jego konkurent. Najwyraźniej nie pokazał mi wcześniej na co go tak naprawdę stać. Zaciskałem mocno kciuki, aż zabolały mnie palce. Ostatnia przeszkoda była daleko. Mój przyjaciel skakał perfekcyjnie, ale cenne sekund uciekały mu na dojazdach.
Po pokonaniu mety, wszyscy byli lekko zmieszani. Spiker zakończył zawody informując, że wyniki zostaną podane za godzinę. Powoli schodziłem razem z tłumem z trybun. Chciałem jak najszybciej znaleźć się obok blondyna. Odłączyłem się od jego rodziców i puściłem się biegiem.
Wszedłem do stajni i przystanąłem z zaskoczenia. Zobaczyłem jak niejaki Oliwier Solik przytula Aleksa, gratulując mu. Myślałem że będzie zapatrzonym w siebie dupkiem, jednak uśmiechał się szeroko do mojego przyjaciela, a z jego twarzy zniknął samolubny wyraz. Chłopak dostrzegł mnie kątem oka i szepnął coś do Aleksandra. Ten również na mnie spojrzał i zarumienił się. Wolnym krokiem podszedłem do nich.
— Świetnie Ci poszło — mruknąłem, przytulając go delikatnie.
Nie zważałem na to co pomyśli jego konkurent.
— Dzięki — odpowiedział, przysuwając się jeszcze bliżej.
— To ja już pójdę — powiedział cicho Oliwier. — Trzymaj się Aleks.
Trwaliśmy tak jeszcze przez chwilkę, po czym poszliśmy do pomieszczenia, w którym zawodnicy mogli coś zjeść i odpocząć. Zabraliśmy parę kanapek i rozwaliliśmy się na sofie.
— Ten chłopak był całkiem niezły — mruknąłem, pochłaniając jedzenie.
— Jest świetny, od lat nikt go nie pokonał — odpowiedział, sięgając po sok pomarańczowy.
Zmarszczyłem brwi.
— A Ty? Byłeś równie szybki jak on! — powiedziałem z ekscytacją, niemal przewracając niezamknięty karton.
— To inny rocznik skarbie, Oliwier jest starszy ode mnie o rok, nie konkurujemy ze sobą — mówił, jakby tłumaczył dziecinnie prostą rzecz.
— Na wcześniejszych zawodach tak nie było. — Złapałem się ostatniej deski ratunku.
— Bo to są zawody innej rangi, wtedy były lokalne, teraz są krajowe. Musieli to jakoś usystematyzować, bo rozbieżność wiekowa była ogromna, tak samo jak liczba uczestników.
Przytaknąłem tylko i zająłem się jedzeniem. W końcu musieliśmy porzucić wylegiwanie się, by zdążyć na rozdanie nagród. Razem z blondynem poszedłem do miejsca, gdzie czekali wszyscy zawodnicy. Czułem się trochę nieswojo, szczególnie gdy ludzie dookoła wlepiali we mnie ciekawskie spojrzenia, ale nie oponowałem.
Cała ceremonia rozpoczęła się od najmłodszych roczników, więc musieliśmy kilka chwil poczekać, zanim nastąpiła kolej Aleksa. Wreszcie, po całym cyrku z dzieciakami i ich wybuchowymi charakterami, przyszedł czas na starszych. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, że Aleksander zdobył pierwsze miejsce, tak samo, kiedy Oliwier był na tym samym miejscu w swojej kategorii.
Uśmiechałem się od ucha do ucha, kiedy mój przyjaciel wrócił do mnie z wielkim złotym pucharem i medalem na szyi. Już chciałem się zbierać, gdy poczułem mocny uścisk.
— To jeszcze nie koniec — szepnął zdenerwowany.
Zmarszczyłem brwi, ale nic nie powiedziałem. Kiedy wszystkie statuetki zostały rozdane, spiker przemówił:
— Mamy do rozdania jeszcze jedną, bardzo prestiżową nagrodę. Otrzyma ją najlepszy zawodnik dzisiejszych zawodów. Najlepszy z najlepszych wśród juniorów. Tym razem walka pomiędzy dwoma zawodnikami była naprawdę zacięta, różnicą dwóch sekund wygrał...
Przymknąłem oczy, zaklinając wszystkie dobre duchy.
— ... Aleksander Sobesto! — ryknął.
Tłum dookoła oszalał. Wszyscy rzucili się na blondyna z gratulacjami. Jednak on wyglądał, jakby nie dowierzał w to, co usłyszał. W jego oczach widziałem kompletne zdziwienie i szok. Odnalazłem jego wzrok i puściłem oko, co go w końcu otrzeźwiło. Podziękował za wszystkie miłe słowa i poszedł odebrać swoją nagrodę. Oprócz pamiątkowej statuetki, otrzymał także czek z niemałą sumą pieniędzy, który miał być przeznaczony na dalsze doskonalenie swoich umiejętności.
W szampańskich nastrojach wróciliśmy do hotelu. Daliśmy sobie pół godziny na odpoczynek, po czym mieliśmy pojechać do cukierni na pyszny deser, w ramach świętowania.
Gdy tylko wróciliśmy do pokoju, Aleks zniknął w łazience. Ja jedynie przebrałem się i rozwaliłem na łóżku. Podparłem głowę rękoma i odpłynąłem myślami. W mojej głowie pojawiła się wizja powrotu do szkoły. Liczyłem mniej więcej ile wydam na tegoroczne książki i przybory do pisania. Oczywiście nie po to poszedłem do pracy, żeby teraz się martwić o takie rzeczy, ale wolałem odłożyć część pieniędzy, na przyszłość. Nie czułem już takiego lęku, kiedy wyobrażałem sobie kolejne lata moje życia. Wiedziałem, ze zawsze będę mieć oparcie w blondynie i jego rodzicach.
Usłyszałem dźwięk suszarki za drzwiami, ale dalej nie chciało mi się wstawać. W końcu Aleksander jakoś wyciągnął mnie z łóżka i zaciągnął do małego przedpokoiku, w którym zakładaliśmy buty.
Chłopak przytulił się do moich pleców, wsadzając ręce pod moją koszulkę. Obróciłem go do siebie przodem i spojrzałem czule w oczy. Wyglądał jak spragniony pieszczot kotek. Przyciągnąłem do siebie jego wątłe ciało, gładząc policzek nosem. Jednak on wolał bawić się inaczej. Jedną rękę owinął wokół mojego karku i pchnął mnie stanowczo ku sobie. Kąsał moje usta agresywnie, a drugą ręką gładził mnie po brzuchu. Stałem jak słup soli, zaskoczony jego zachowaniem. Mogłem jedynie oddawać mimowolnie pocałunki.
Nagle drzwi do pokoju hotelowego otworzyły się, a w progu stanęli państwo Sobesto. Odskoczyłem od niego jak oparzony czując, że moje policzki nabierają buraczanego koloru. Spuściłem głowę na dół, czekając na nadchodzący wyrok.
— Moglibyście pukać — mruknął Aleks, zarzucając jedną rękę przez moją talie.
Spojrzałem na niego karcąco, ale on uśmiechał się lekko, w ogóle nie odczuwając presji.
— Wybaczcie chłopcy — powiedział jego tata. — Idziemy?
Jego rodzice nie wyglądali na zaskoczonych naszym zachowaniem. Mama Aleksandra nawet puściła mi oko. Lustrowałem całą sytuacje, będąc w niemałym szoku.
Kiedy wychodziliśmy z budynku, chłopak pociągnął mnie na bok.
— Ja... — zmieszał się. — Przepraszam jeśli masz coś przeciwko, po prostu mam ze swoimi rodzicami dobry kontakt i... trochę im o tobie... o nas opowiadałem.
Uśmiechnąłem się do niego. Nie wyobrażałem sobie niczego co mogło być bardziej rozczulające niż ta chwila. Ucałowałem jego lekko różowawy policzek i szepnąłem:
— To cudownie.
Było to strasznie dziwne i niezręczne, kiedy starałem się okazywać uczucia blondynowi, kiedy jego rodzice byli obok. Niestety (albo stety) mój przyjaciel nie miał z tym absolutnie żadnego problemu. Bez skrępowania rzucał dwuznacznymi aluzjami, przytulał się, czy niby przypadkowo kładł dłoń na moim udzie.
Jednak kiedy siedzieliśmy w cukierni, zajadając się lodami z bitą śmietaną i polewą czekoladową, zdałem sobie sprawę, że już nie muszę się bać i przejmować. W końcu byłem z ludźmi, którzy mnie akceptowali, razem ze wszystkimi wadami i zaletami. Pochyliłem się ku Aleksowi i pocałowałem go w policzek. Chłopak spojrzał na mnie słodko i wrócił do opowieści, którą zagadywał nas już od dziesięciu minut. Westchnąłem i wziąłem porcje lodów do ust. Jak we śnie...
— Wstawaj śpiochu — powiedział, zakładając koszulkę. — Za dwadzieścia minut śniadanie.
— Już, już...
Podniosłem się z posłania i podszedłem do chłopaka. Objąłem go w talii i pocałowałem czule.
— Pospiesz się, zostało ci mało czasu — mruknął, wyplątując się z uścisku.
Zabrałem ciuchy na przebranie i wszedłem do łazienki. Wziąłem jedynie szybki pobudzający prysznic i po kilkunastu minutach schodziliśmy już na śniadanie. Musieliśmy się trochę sprężyć, gdyż zawody zaczynały się dość wcześnie. Zebraliśmy się szybko i już po chwili wychodziliśmy przez drzwi główne, wprost na drogę prowadzącą do ogromnego kompleksu. Tym razem widowisko było dużo większe niż wcześniej. Wokół pięknego dużego wybiegu, który był ozdobiony kwiatami i innymi dekoracjami, kręciła się masa ludzi. Niektórzy sprzedawali jakiś osprzęt, inni przekąski. Nie brakowało też zawodników i ich przyjaciół. Z każdej strony dochodziły wesołe rozmowy, czy śmiechy. Ledwo udało nam się przebić przez tłum. Zaciągnąłem Aleksandra na tył stajni, gdzie (dzięki bogu) nie było ludzi i pocałowałem go "na szczęście". Blondynek uśmiechnął się do mnie słodko, kiedy zamykałem za sobą olbrzymie drewniane drzwi.
Włożyłem ręce do kieszeni i udałem się na trybuny, starając się odnaleźć wzrokiem rodziców chłopaka. Nie było to łatwym zadaniem, gdyż siedziało na nich mnóstwo ludzi.
W końcu dopatrzyłem ich w ostatnim - najwyższym sektorze. Usiadłem na miejscu obok pana Adama, który najwyraźniej zajął dla mnie miejsce i wpatrzyłem się w dal. Z tego miejsca można było dokładnie zobaczyć całą okolicę. Było tu naprawdę pięknie. Pełno gór, lasów, wszędobylski spokój. Mógłbym zamieszkać gdzieś na odludzi, gdzie nikt by mi... nam nie przeszkadzał.
Nie chciałem przed sobą przyznać, ale strasznie denerwowałem się tym wydarzeniem. Starałem się odciągnąć myśli od tego, że Aleksander mógłby... w jakimś dziwnym zbiegu wydarzeń.... przegrać. Chyba nie potrafiłbym spojrzeć w jego smutne i rozczarowane oczy. Dlatego gdy tylko na trawie pojawił się pierwszy zawodnik, ścisnąłem swoje kciuki tak, że knykcie mi pojaśniały. Oczywiście wierzyłem w niego z całego serca, ale i tak nie potrafiłem okiełznać niepokoju.
Wszystko strasznie ciągnęło się w czasie, dlatego po godzinie byłem bardziej niż zirytowany. Wolałem mieć już przejazd blondyna z głowy.
— Jedzie ostatni — mruknął mi do ucha pan Sobesto.
Jęknąłem głośno i oparłem łokcie na kolanach, podpierając brodę dłońmi. Leniwie oglądałem kolejne osoby, które nie wzbudziły we mnie żadnych uczuć. Nagle poderwałem głowę, dostrzegając tą samą dziewczynę co ostatnio - Klaudie. Ponownie zaliczyła bardzo dobry przejazd, ale nie przejąłem się tym. Dobrze wiedziałem, że Aleksander jest od niej lepszy.
Dopiero kiedy na wybiegu pojawił się niejaki Oliwier, zacząłem się niepokoić. Wyglądał... przerażająco. Był wysoki, dostojny, z przebiegłym uśmiechem na twarzy i zdecydowaniem w ruchach. Otworzyłem szeroko oczy. Chłopak był bardzo przystojny, ale nie to przyciągnęło mojej uwagi. Bił od niego czysty profesjonalizm, jakby wiedział, że przyjechał po wygraną, jakby gardził wszystkimi innymi zawodnikami. Zacisnąłem pięści na materiale moich spodni i przygryzłem wargę.
— Kolejny zawodnik to Oliwier Solik, brawa! — krzyknął komentator do mikrofonu.
Chłopak wystartował i już wtedy wiedziałem, że będzie miał świetny czas. Pokonał wszystkie przeszkody w zaskakująco szybkim tempie. Kiedy skończył przejazd, trybuny milczały, ale po chwili wybuchły wielkim aplauzem na cześć Oliwiera. Ja miałem mieszane uczucia. Ten brunet jechał naprawdę świetnie i gdzieś w duchu niepokoiłem się o Aleksa. Po kolejnych kilkunastu osobach, które nie można było porównywać do Solika.
W końcu na murawie pojawił się Aleksander wraz z Inrem. Jak zwykle wyglądali świetnie, ale miałem przeczucie, że sam wygląd dzisiaj nie wystarczy. Czułem że mój blondynek nie wygra. Zdziwiłem się, kiedy ruszył jeszcze szybciej niż jego konkurent. Najwyraźniej nie pokazał mi wcześniej na co go tak naprawdę stać. Zaciskałem mocno kciuki, aż zabolały mnie palce. Ostatnia przeszkoda była daleko. Mój przyjaciel skakał perfekcyjnie, ale cenne sekund uciekały mu na dojazdach.
Po pokonaniu mety, wszyscy byli lekko zmieszani. Spiker zakończył zawody informując, że wyniki zostaną podane za godzinę. Powoli schodziłem razem z tłumem z trybun. Chciałem jak najszybciej znaleźć się obok blondyna. Odłączyłem się od jego rodziców i puściłem się biegiem.
Wszedłem do stajni i przystanąłem z zaskoczenia. Zobaczyłem jak niejaki Oliwier Solik przytula Aleksa, gratulując mu. Myślałem że będzie zapatrzonym w siebie dupkiem, jednak uśmiechał się szeroko do mojego przyjaciela, a z jego twarzy zniknął samolubny wyraz. Chłopak dostrzegł mnie kątem oka i szepnął coś do Aleksandra. Ten również na mnie spojrzał i zarumienił się. Wolnym krokiem podszedłem do nich.
— Świetnie Ci poszło — mruknąłem, przytulając go delikatnie.
Nie zważałem na to co pomyśli jego konkurent.
— Dzięki — odpowiedział, przysuwając się jeszcze bliżej.
— To ja już pójdę — powiedział cicho Oliwier. — Trzymaj się Aleks.
Trwaliśmy tak jeszcze przez chwilkę, po czym poszliśmy do pomieszczenia, w którym zawodnicy mogli coś zjeść i odpocząć. Zabraliśmy parę kanapek i rozwaliliśmy się na sofie.
— Ten chłopak był całkiem niezły — mruknąłem, pochłaniając jedzenie.
— Jest świetny, od lat nikt go nie pokonał — odpowiedział, sięgając po sok pomarańczowy.
Zmarszczyłem brwi.
— A Ty? Byłeś równie szybki jak on! — powiedziałem z ekscytacją, niemal przewracając niezamknięty karton.
— To inny rocznik skarbie, Oliwier jest starszy ode mnie o rok, nie konkurujemy ze sobą — mówił, jakby tłumaczył dziecinnie prostą rzecz.
— Na wcześniejszych zawodach tak nie było. — Złapałem się ostatniej deski ratunku.
— Bo to są zawody innej rangi, wtedy były lokalne, teraz są krajowe. Musieli to jakoś usystematyzować, bo rozbieżność wiekowa była ogromna, tak samo jak liczba uczestników.
Przytaknąłem tylko i zająłem się jedzeniem. W końcu musieliśmy porzucić wylegiwanie się, by zdążyć na rozdanie nagród. Razem z blondynem poszedłem do miejsca, gdzie czekali wszyscy zawodnicy. Czułem się trochę nieswojo, szczególnie gdy ludzie dookoła wlepiali we mnie ciekawskie spojrzenia, ale nie oponowałem.
Cała ceremonia rozpoczęła się od najmłodszych roczników, więc musieliśmy kilka chwil poczekać, zanim nastąpiła kolej Aleksa. Wreszcie, po całym cyrku z dzieciakami i ich wybuchowymi charakterami, przyszedł czas na starszych. Nie było to dla mnie zaskoczeniem, że Aleksander zdobył pierwsze miejsce, tak samo, kiedy Oliwier był na tym samym miejscu w swojej kategorii.
Uśmiechałem się od ucha do ucha, kiedy mój przyjaciel wrócił do mnie z wielkim złotym pucharem i medalem na szyi. Już chciałem się zbierać, gdy poczułem mocny uścisk.
— To jeszcze nie koniec — szepnął zdenerwowany.
Zmarszczyłem brwi, ale nic nie powiedziałem. Kiedy wszystkie statuetki zostały rozdane, spiker przemówił:
— Mamy do rozdania jeszcze jedną, bardzo prestiżową nagrodę. Otrzyma ją najlepszy zawodnik dzisiejszych zawodów. Najlepszy z najlepszych wśród juniorów. Tym razem walka pomiędzy dwoma zawodnikami była naprawdę zacięta, różnicą dwóch sekund wygrał...
Przymknąłem oczy, zaklinając wszystkie dobre duchy.
— ... Aleksander Sobesto! — ryknął.
Tłum dookoła oszalał. Wszyscy rzucili się na blondyna z gratulacjami. Jednak on wyglądał, jakby nie dowierzał w to, co usłyszał. W jego oczach widziałem kompletne zdziwienie i szok. Odnalazłem jego wzrok i puściłem oko, co go w końcu otrzeźwiło. Podziękował za wszystkie miłe słowa i poszedł odebrać swoją nagrodę. Oprócz pamiątkowej statuetki, otrzymał także czek z niemałą sumą pieniędzy, który miał być przeznaczony na dalsze doskonalenie swoich umiejętności.
W szampańskich nastrojach wróciliśmy do hotelu. Daliśmy sobie pół godziny na odpoczynek, po czym mieliśmy pojechać do cukierni na pyszny deser, w ramach świętowania.
Gdy tylko wróciliśmy do pokoju, Aleks zniknął w łazience. Ja jedynie przebrałem się i rozwaliłem na łóżku. Podparłem głowę rękoma i odpłynąłem myślami. W mojej głowie pojawiła się wizja powrotu do szkoły. Liczyłem mniej więcej ile wydam na tegoroczne książki i przybory do pisania. Oczywiście nie po to poszedłem do pracy, żeby teraz się martwić o takie rzeczy, ale wolałem odłożyć część pieniędzy, na przyszłość. Nie czułem już takiego lęku, kiedy wyobrażałem sobie kolejne lata moje życia. Wiedziałem, ze zawsze będę mieć oparcie w blondynie i jego rodzicach.
Usłyszałem dźwięk suszarki za drzwiami, ale dalej nie chciało mi się wstawać. W końcu Aleksander jakoś wyciągnął mnie z łóżka i zaciągnął do małego przedpokoiku, w którym zakładaliśmy buty.
Chłopak przytulił się do moich pleców, wsadzając ręce pod moją koszulkę. Obróciłem go do siebie przodem i spojrzałem czule w oczy. Wyglądał jak spragniony pieszczot kotek. Przyciągnąłem do siebie jego wątłe ciało, gładząc policzek nosem. Jednak on wolał bawić się inaczej. Jedną rękę owinął wokół mojego karku i pchnął mnie stanowczo ku sobie. Kąsał moje usta agresywnie, a drugą ręką gładził mnie po brzuchu. Stałem jak słup soli, zaskoczony jego zachowaniem. Mogłem jedynie oddawać mimowolnie pocałunki.
Nagle drzwi do pokoju hotelowego otworzyły się, a w progu stanęli państwo Sobesto. Odskoczyłem od niego jak oparzony czując, że moje policzki nabierają buraczanego koloru. Spuściłem głowę na dół, czekając na nadchodzący wyrok.
— Moglibyście pukać — mruknął Aleks, zarzucając jedną rękę przez moją talie.
Spojrzałem na niego karcąco, ale on uśmiechał się lekko, w ogóle nie odczuwając presji.
— Wybaczcie chłopcy — powiedział jego tata. — Idziemy?
Jego rodzice nie wyglądali na zaskoczonych naszym zachowaniem. Mama Aleksandra nawet puściła mi oko. Lustrowałem całą sytuacje, będąc w niemałym szoku.
Kiedy wychodziliśmy z budynku, chłopak pociągnął mnie na bok.
— Ja... — zmieszał się. — Przepraszam jeśli masz coś przeciwko, po prostu mam ze swoimi rodzicami dobry kontakt i... trochę im o tobie... o nas opowiadałem.
Uśmiechnąłem się do niego. Nie wyobrażałem sobie niczego co mogło być bardziej rozczulające niż ta chwila. Ucałowałem jego lekko różowawy policzek i szepnąłem:
— To cudownie.
Było to strasznie dziwne i niezręczne, kiedy starałem się okazywać uczucia blondynowi, kiedy jego rodzice byli obok. Niestety (albo stety) mój przyjaciel nie miał z tym absolutnie żadnego problemu. Bez skrępowania rzucał dwuznacznymi aluzjami, przytulał się, czy niby przypadkowo kładł dłoń na moim udzie.
Jednak kiedy siedzieliśmy w cukierni, zajadając się lodami z bitą śmietaną i polewą czekoladową, zdałem sobie sprawę, że już nie muszę się bać i przejmować. W końcu byłem z ludźmi, którzy mnie akceptowali, razem ze wszystkimi wadami i zaletami. Pochyliłem się ku Aleksowi i pocałowałem go w policzek. Chłopak spojrzał na mnie słodko i wrócił do opowieści, którą zagadywał nas już od dziesięciu minut. Westchnąłem i wziąłem porcje lodów do ust. Jak we śnie...
Już się martwiłam, że zawieszasz. Genialny rozdział. Weny życzę! <3
OdpowiedzUsuńNareszcie nowy <3 czekałam od dawna i warto było :3 weny :*
OdpowiedzUsuńakcja z Oliwierem była niezła ;3 ale ta z rodzicami jeszcze lepsza... heh nieśmiały Marcin już nie musi być nieśmiały! :D
OdpowiedzUsuńlove&peace
paranoja
Witam,
OdpowiedzUsuńwięc rodzice Alexandra nie mają nic przeciwko temu co ich łączy, lex wygrał zawody i zdobył aż dwie nagrody ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia