sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 5

To dopiero piąty rozdział, a czeka Was jeszcze dwanaście. Mam nadzieje, że ktoś nadal czeka na kontynuacje tego opowiadania. Jako że mam ferie, przygotujcie się na zastrzyk rozdziałów :)
Enjoy.

 Od tamtego dnia przypadkowy dotyk, czy długie jednoznaczne spojrzenia, były codziennością. Każdego ranka szedłem do ośrodka z lekkim sercem. Czekałem tylko na chodź jeden gest z jego strony. Zwykle wieczorami wymienialiśmy jeszcze kilka wiadomości, ale poza tym nic więcej się nie działo. Mimo że chciałem, aby coś więcej było między nami, nie miałem odwagi aby do tego doprowadzić. Czekałem jak głupi na ruch Blondyna, który był teraz zajęty treningami. 
  Przeszedłem przez płot, prosto na wybieg dla koni, którymi się zajmowałem. Taszczyłem za sobą duże wiadro pełne jabłek i marchewek. Miałem teraz czas wolny, który z braku laku wolałem wykorzystać na coś pożytecznego. Nie, wcale to nie był pretekst by zobaczyć z bliska Aleksandra, wcale a wcale. 
  Konie radośnie przyjęły podwieczorek, dlatego usiadłem na trawie i rzucałem im pod nogi kolejne części jedzenia. Zaczęło mi się to nawet podobać. W końcu, kiedy wiadro było już puste, położyłem się na trawie i zamknąłem oczy. Promienie słoneczne ogrzewały moją nagą klatkę piersiową. Moja blada dotąd skóra, zaczęła nabierać ciemniejszych kolorów, co bardzo mi się podobało. Nagle słońce zaszło, otworzyłem lekko oczy i zachichotałem. Nad moją głową stała Laila. Obniżyła swój pysk i zaczęła podszczypywać moją skórę. Nie było to bolesne, jak się z początku obawiałem. Podrapałem ją za uchem i podniosłem się. Laila miała racje, mogłem już powoli zamykać konie.

  Kiedy zegar wybił godzinę dziewiętnastą, zamykałem źrebaki. Nie spieszyłem się w ogóle, jakoś nie miałem motywacji. Chciałem być już w ciepłym łóżku, najlepiej z niskim blondynem o przepięknych zielonych oczach...
 Ciężki dzień, co?
Z rozmyślań, wyrwał mnie głos Aleksandra, który wszedł do stajni.
 Nie cięższy niż Twój, przetrenujesz się w końcu  odpowiedziałem po chwili.
 Będę odpoczywać jak zdobędę mistrzostwo  powiedział, podchodząc do mnie.
 Na pewno będziesz pierwszy, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógłby Cie pokonać.
 Mówisz tak tylko dlatego, że nie znasz moich przeciwników.  Stanął przede mną z założonymi rękami, uśmiechając się lekko.
 Mówię tak dlatego, że wiem na co Cie stać.
Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, jednak w końcu Aleks nie wytrzymał i zachichotał.
 Idziesz już do domu?
 Miałem zamiar się powoli zbierać  mruknąłem, zakładając na siebie cieplejszą bluzę.
 Odprowadzę Cie!

  Szliśmy powoli, jakbyśmy nie chcieli się rozstawać. Czym bliżej, tym wolniej. Nie rozmawialiśmy, znowu zapanowała między nami relaksująca cisza. Wiatr targał moje włosy, które były co raz dłuższe, przez co musiałem je wciąż poprawiać. Jednak to nie było głównym tematem moich myśli. Udawałem, że nie czuje tego, jak nasze dłonie delikatnie się o siebie ocierały. Żaden z nas nie chciał przyznać się do tego, co było już w tym momencie oczywiste. Kiedy autobus przyjechał, wydukałem krótkie pożegnanie i pomachałem mu, gdy znalazłem się w środku. Widziałem w jego oczach zawód, dlatego szybko odwróciłem wzrok. Wiedziałem, że powinienem coś zrobić, ale nie miałem odwagi.

  Gdy zbliżałem się do mojej ulicy, słońce zaczęło zachodzić. Szedłem okrężną drogą, jakoś nie miałem ochoty wracać szybko do domu. Przebierałem leniwie nogami, nie myśląc o niczym konkretnym. Usłyszałem krzyki dochodzące z mojej kamienicy i już wtedy wiedziałem, że będę żałować powrotu do mieszkania. Zebrawszy się na odwagę, wszedłem po schodach, stając prosto przed drzwiami wejściowymi. Z tego miejsca mogłem dokładnie usłyszeć przebieg awantury, dźwięk rozbijanego szkła, czy tupot stup. Z wahaniem wszedłem do środka. Chciałem jak najszybciej dostać się do mojego pokoju, najlepiej tak, żeby mnie nie widzieli. Niestety, moje starania spełzły na niczym. Mój Ojciec akurat wtedy wychodził z kuchni, z nowo otwartym piwem w dłoni. Skrzywił się kiedy tylko mnie zobaczył i zmarszczył czoło.
 Gdzie byłeś gówniarzu?  spytał, przyglądając mi się z odrazą.
 U państwa Sobesto, pracuje u nich od początku wakacji - odpowiedziałem spokojnie.
 Mówisz o  tych pieprzonych burżujach z obrzeży?
Przełknąłem, cisnące się na usta, słowa. Musiałem zachować spokój.
 Ciekawe co Ty niby tam robisz, hę? - Zaśmiał się sucho i zbliżył się do mnie. Zacisnął rękę na moim nadgarstku, wcześniej odłożywszy puszkę na szafkę, a drugą złapał mój podbródek.
Jęknąłem cicho z bólu.
 Bawisz się w chłopca do towarzystwa?  jego głos był nad wyraz zimny i poważny.
Nie potrafiłem odpowiedzieć. Przyszpilił mnie swoim ciałem do ściany, przez co nie mogłem nawet złapać tchu.
 Odpowiadaj!  krzyknął, uderzając mnie kolanem w brzuch.
Automatycznie zgiąłem się w pół i upadłem na kolana, oddychając ciężko.
 Jesteś taką samą dziwką jak Twoja matka  wrzasnął, gdy wstawałem na nogi.

  Szybko przeszedłem przez przedpokój, prosto do drzwi wyjściowych, którymi trzasnąłem głośno. Wyszedłem na dwór i zapłakałem głucho. Niechciane łzy wciąż spływały mi po policzkach, mimo tego, że chciałem aby przestały. Nie patrzyłem gdzie idę, chciałem po prostu być jak najdalej od domu. Przynajmniej do czasu, aż moi rodzice pójdą spać.
  Po kilkunastu minutach zaczął padać deszcz. Nienawidziłem deszczu. Zawsze kojarzył mi się ze smutkiem. Jakby niebo płakało nad losem ludzi. Nie naciągnąłem nawet kaptura, przez co całe moje włosy były mokre. Jednak wolałem zmoknąć, przynajmniej nie było widać moich łez. Wszedłem na teren drugiej dzielnicy, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia. Było mi wszystko jedno.
  W końcu moje nogi stały się ciężkie, a moje ciało domagało się odpoczynku. Wszedłem w jakąś ciemną uliczkę, do której nigdy bym się nie zbliżył przy zdrowych zmysłach. Oparłem się o brudną ścianę, po której zjechałem do siadu. Przyciągnąłem kolana do klatki piersiowej i ukryłem twarz w dłoniach. Chciałem zadzwonić albo napisać do Aleksandra, ale nie wiedziałem, co bym miał powiedzieć. Nie chciałem, żeby źle o mnie myślał, a raczej to, że mam patologiczną rodzinę, nie jest powodem do chluby. Było to głupie, wiem, ale dalej tam siedziałem. Po jakimś czasie zacząłem odczuwać zimno, a przez moje ciało mimowolnie przechodziły dreszcze.
 Coś Ci się stało?
Z letargu wyrwał mnie melodyjny, męski głos. Nie zareagowałem na niego. Miałem nadzieje, że facet da się zniechęci i da mi spokój.
 Hej! Wszystko w porządku?
Znowu nie odpowiedziałem. Jęknąłem tylko w odpowiedzi, co musiało go przestraszyć, gdyż podbiegł do mnie szybko.
 Zostaw mnie  mruknąłem, kiedy zaczął mnie podnosić za ramiona.
 Chodź pomogę Ci, jesteś cały przemoknięty, będziesz chory.

  Dopiero wtedy podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Zobaczyłem śliczne bursztynowe oczy, które patrzyły na mnie zmartwione. Odchyliłem się lekko do tyłu, by zobaczyć całą jego sylwetkę. Okazał się być niskim, dość szczupłym chłopakiem. Miał ostre rysy twarzy oraz dłuższe włosy, postawione do góry. Możliwe że była to tylko gra światła, ale przez chwile widziałem czerwone pasemka.
 Jestem Kordian.  Podał mi rękę, bym mógł wstać.
 Marcin  odpowiedziałem niechętnie.
 Chodź ze mną, mieszkam niedaleko.

  Wiem że pójście z zupełnie obcym człowiekiem do jego domu, jest strasznie szczeniackim zachowaniem. Jednak wtedy, było mi wszystko jedno. Nawet nie zwróciłem uwagi na to, jak dziwnie mi się przygląda. Nie czułem się zagrożony w jego towarzystwie, ani trochę. Zupełnie jak gdybym utknął między snem a jawą. Wszystko co robiłem wydawało mi się nierealne.
  Poszedłem wraz z Kordianem do jego domu. Droga minęła nam w ciszy, nie miałem siły, ani ochoty z nim rozmawiać. W końcu weszliśmy na duży szary plac, na którym, oprócz zardzewiałego trzepaka, nie znajdowało się nic wartego uwagi. Szurałem głośno nogami po drodze, rozwiewając kórz wokół nich.
  Chłopak zaciągnął mnie do jednych z drzwi, które prowadziły na klatkę. Była bardzo podobna do tej, w której sam mieszkałem. Zatrzymaliśmy się przed zniszczonymi drzwiami z numerem cztery. Brunet wyciągnął z kieszeni przeciwdeszczowej kurtki klucze, do których miał doczepione różne breloczki, między innymi śliczną pluszową pandę. Musiałem śmiesznie wyglądać, gdy śledziłem ją wzrokiem, bo Kordian zachichotał cicho i otworzył drzwi, przepuszczając mnie pierwszego. Spodziewałem się jakiejś zaniedbanej rudery, ale strasznie się pomyliłem. Mieszkanie było czyste i bardzo ładnie urządzone. Może nie było nowoczesnego designu tak jak u Aleksandra, ale też było przytulnie.
 Poczekaj chwilkę  powiedział i zniknął za granatowymi drzwiami, które jak się później dowiedziałem, prowadziły do jego sypialni. Nie czekałem na niego długo.
 Masz. Tam jest łazienka, przebierz się  wręczył mi ubrania i wskazał kolejne drzwi.

  Zdjąłem buty i przyjąłem rzeczy niepewnie. Spojrzałem na niego jeszcze raz. Nie potrafiłem dostrzec w jego mimice, czy ruchach czegoś złego. Uśmiechnąłem się na widok delikatnie przerzedzających się bordowych pasemek we włosach. Pasowało to do niego. Smętnie szurając nogami po panelach, poszedłem do łazienki. Wnętrze było skromne, ale funkcjonalne.
  Ściągnąłem z siebie mokre ubrania, wycierając wilgotne ciało w puszysty biały ręcznik, który dostałem wraz z innymi rzeczami. Założyłem na siebie przydługą koszulkę z kolorowym graffiti na przedzie oraz czarne, ciepłe, dresowe spodnie. Z radością przyjąłem również skarpetki, gdyż moje były całkowicie przemoczone.
  Wyszedłem z pomieszczenia, wcześniej wykręcając i wieszając na kaloryferze ubrania. Błądziłem po mieszkaniu, aż w końcu trafiłem na kuchnie. Zastałem w niej chłopaka, który kończył robić tosty.
 Siadaj  wskazał mi podłużny stół stojący pod oknem
  Usiadłem grzecznie na taborecie, a kiedy postawił przede mną talerz z ciepłym pieczywem, zabrałem się do jedzenia. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo jestem głodny. Gdy dostałem również szklankę soku pomarańczowego, aż mruknąłem z zadowolenia.
  Kolejne minuty spędziliśmy w ciszy. Nie chciałem udzielać odpowiedzi na trudne pytania, ale wiedziałem, że będę musiał.
 Powinienem już iść  powiedziałem cicho, patrząc na swoje dłonie. Czułem się nieswojo.
 Odprowadzę Cie  odpowiedział ciepło.
  Spakował moje, nadal wilgotne, rzeczy w reklamówkę, którą zabrałem. Pożyczył mi jeszcze ciepłą bluzę i wyszliśmy na dwór. Powietrze było czyste i rześkie. Ochoczo stawiałem kolejne kroki.
  Zatrzymaliśmy się pod moim blokiem. Już chciałem się pożegnać, ale zatrzymał mnie jego głos.
 Wiem, że nie chcesz teraz rozmawiać o tym co się stało, ale liczę że kiedyś mi to wyjaśnisz.  Uśmiechnął się do mnie wesoło, opierając się o murek
  Skinąłem tylko głową i pobiegłem na górę. Owładnęła mną kojąca cisza.




3 komentarze:

  1. Jak to już nie ma? :( świetnie, epicko się czyta ;) serio :) Sama mam troszkę opowiadania na kompie i chyba zainspirowałaś mnie żeby coś z tym zrobić :D
    Czekam na ciąg dalszy ;P
    ~Nutka <3

    OdpowiedzUsuń
  2. jestem rozczarowana. czemu te rozdziały są takie krótkie i czemu planujesz ich tak mało? :'(

    love&peace
    paranoja

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    agrh co za ojciec, a ten Konrad mi się spodobał, mam nadzieję, że go jeszcze spotka...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń