niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 4


  Słońce już dawno znajdowało się za horyzontem, kiedy razem z moim tatą wracałem do domu. Nie było późno, po prostu dzień stawał się coraz krótszy. Przez to było już ciemno, gdy któryś z rodziców odbierał mnie z przedszkola. Przez całą drogę starałem się nadążyć za nim, żwawo przebierając nóżkami. Musieliśmy przejść przez park, który wprawiał mnie w szybsze bycie serca. Starsi chłopcy uwielbiali straszyć młodsze dzieci. W pamięci odszukałem paręnaście historii, które rzekomo wydarzyły się pomiędzy wysokimi drzewami. Nie wierzyłem w nie, jednak kiedy pojedyncze krople deszczu zaczęły spadać z nieba, czym prędzej dogoniłem mojego opiekuna. 
  Po przejściu połowy parku, buty mi przemokły, a co za tym idzie, również skarpetki. Dygotałem z zimna. Starałem się iść równo, ale nie wychodziło mi to, przez co musiałem truchtać. Moja niezdarność w końcu wzięła nade mną górę. Przewróciłem się z impetem, wpadając prosto w kałużę pełną błota. Jęknąłem głośno, kiedy oba moje łokcie oraz kolano mocno zapiekły. Starałem się zdusić pojawiające się w oczach łzy, ale dla pięciolatka nie była to łatwa rzecz. Kiedy tylko się podniosłem, łzy zaczęły powoli spływać po mojej twarzy. Zobaczyłem, że kawałek podartego dżinsu odbarwił się na bordowo. 
  Mój ojciec, kiedy tylko to zobaczył, warknął nieprzyjaźnie żebym się pospieszył. Zacisnąłem małe piąstki i starając się nie zwracać uwagi na ból, ruszyłem za nim. Zaczęło mi się robić jeszcze zimniej, a nogi nieprzyjemnie mi ciążyły. 
  Zobaczyłem w oddali jak jakiś mężczyzna chowa się w krzakach. Po chwili dobiegła do niego grupa dużo wyższych i silniejszych chłopaków. 
 Tato!  zawołałem, kiedy zobaczyłem jak zaczęli okładać mężczyznę pięściami. 
 Tato proszę! Pomóż mu!  krzyknąłem znowu, gdy ojciec tylko popatrzył i poszedł dalej.
On odwrócił się i przykucnął przy mnie.
 Takim ludziom się nie pomaga.  Podrapał się lekko po policzku i zerknął w stronę krzyczącego chłopaka.  Musisz to zapamiętać. Ten pan pokochał innego mężczyznę, a takie zachowanie nie jest dopuszczalne. Tacy ludzie muszą umrzeć, bo są tylko zagrożeniem w naszym świecie. Gdyby mężczyźni kochali siebie nawzajem, nie byłoby Cie tutaj. Dlatego nie można na coś takiego pozwolić. To wybryki natury. Wybryki natury. Wybryki natury. WYBRYKI NATURY! 

  Obudziłem się zlany potem, ciężko oddychając. Przetarłem mokre od potu włosy i odetchnąłem głośno, starając się uspokoić moje serce. To wspomnienie powracało, wciąż i wciąż. Mimo że wtedy byłem tylko małym chłopcem, to wydarzenie zapadło w mojej pamięci tak głęboko, że pojawiało się w snach. Istny koszmar. Ojciec skreślił mnie już wtedy, kiedy byłem dzieciakiem. Potępiać homoseksualistów, a samemu nie wychować heteryka. O ironio...
  Na moim zegarku była już szósta rano, także nie opłacało mi się już kłaść. Poszedłem pod prysznic, chcąc aby wszystkie zmartwienia spłynęły wraz z wodą do kanałów. Tak się niestety nie stało, dlatego nadal z bolącym sercem ubierałem kolejne części garderoby. Spojrzałem w swoje odbicie. Wyglądałem żałośnie. Pod moimi błękitnymi oczami, miałem głębokie, sine worki, a czarne włosy były w strasznym nieładzie. Nie potrafiłem się pogodzić z tym, że w tym świecie nigdy nie będę mógł być szczęśliwy. Zawsze znajdą się ludzie, którzy wytkną mnie palcem i skrytykują. Bałem się do kogokolwiek zbliżać, żeby potem nie cierpieć. 
  Poszedłem do obskurnej kuchni, by zrobić sobie śniadanie. Od kilku dni omijałem większość posiłków i zaczynałem odczuwać tego skutki. W lodówce nie było zbyt wiele, dlatego wziąłem jogurt naturalny, do którego wrzuciłem płatki i wymieszałem. Wolałem nie siedzieć za długo w domu, dlatego wziąłem parę rzeczy i wyszedłem na dwór. 
  Spokojnie popijałem swoje śniadanie, leniwie stawiając kroki. Nie musiałem się spieszyć na autobus, miałem jeszcze dobrych parę minut. Wsłuchiwałem się w naturę, mimo że w mieście było jej tak mało. Dużo bardziej wolałem rozległe łąki przy domu Aleksandra. Aleks. Gdy tylko o nim pomyślałem, uśmiech sam znalazł się na mojej twarzy. Od kilku dni ten roześmiany nastolatek był głównym tematem moich rozmyślań. Analizowałem jego śliczny uśmiech, umięśnione ciało i spokojny charakter. Spędzaliśmy ze sobą coraz więcej czasu i pomimo tego, że czułem nadchodzące problemy, nie chciałem tracić z nim kontaktu. Pokręciłem szybko głową, kiedy spostrzegłem nadjeżdżający autobus.


  Miarowy kłus. Wodzę luźno, koń zrelaksowany. Powolne zwiększenie prędkość, do pokonania kolejna przeszkoda. Nagłe przyspieszenie przy ostatnich metrach. Przejście do półsiadu, pełne skupienie. Wstrzymanie oddechu i skok. Idealne lądowanie. Rozluźnienie mięśni, przejście w kłus. 
  Od kilkudziesięciu minut przyglądałem się trenującemu Aleksandrowi. Nie miałem zbyt wiele do roboty, a Blondyn opowiadał mi kilka dni wcześniej, że będzie pracować z nowy trenerem. Okazał się nim być niezbyt sympatyczny pan po czterdziestce. Wyglądało na to, że się dogadywali, jednak na mój gust, nie wyglądał na miłą osobę. Ciągle zadawał mu mnóstwo trudnych ćwiczeń. Widziałem, że Aleks jest już bardzo zmęczony, ale z zapałem dalej je wykonywał.  
  Po kolejnych trzydziestu minutach, stanął przede mną razem z Intrem, uśmiechnięty od ucha do ucha. 
 Porywam Cie dzisiaj!  powiedział podekscytowany.  Poczekaj tutaj na mnie, odłożę tylko sprzęt.

  Roześmiałem się na widok podskakującego Blondyna. Uwielbiałem, kiedy był taki radosny. Czekałem chwile, po czym znów znalazł się obok mnie. Chwycił mnie pod rękę i biegiem pognał do swojego domu, ciągnąc mnie za sobą. Razem wybuchnęliśmy śmiechem i dopiero pod drzwiami się uspokoiliśmy.
  Przeszliśmy przez kuchnie i korytarz, wchodząc na schody. Znalazłszy się na górze, Aleksander zapukał do solidnych drzwi, znajdujących się dużo dalej niż jego pokój. W odpowiedzi uzyskał ciche "proszę".
  Weszliśmy do eleganckiego gabinetu jego ojca. Wszystko było wykwitnę, mimo tego że bardzo proste. Pan Adam najwidoczniej lubił minimalizm, dlatego że były tu tylko potrzebne rzeczy, takie jak biurko czy biblioteczka, bez zbędnych bibelotów. Sam właściciel siedział na krześle, przeglądając coś w swoim laptopie. Za jego plecami miał duże okno, które wychodziło na cały kompleks. Był to bardzo piękny widok. 
 Cześć Tato!  krzyknął głośno Aleks, przyprawiając swojego ojca o cichy chichot.
 Hej Mały, coś się stało?  Skinął na mnie nieznacznie głową, witając się.
 Zawiózłbyś nas do galerii? Chcemy się trochę rozerwać! 
Chciałem zaprotestować, przecież miałem pracę. Jednak kiedy tylko chciałem coś powiedzieć, Blondyn wbił mi palec między żebra, dając mi do zrozumienia, żebym był cicho.
 Oczywiście  odpowiedział zamykając komputer.  I tak muszę coś załatwić.

  W końcu, po tym jak Blondyn się wykąpał, a jego tata powierzył moją prace Filipowi, wylądowałem na tylnym siedzeniu pięknego, granatowego audi. Pan Adam nalegał abym siadł z przodu, Aleksander też nie miał nic przeciwko, ale wolałem im się trochę przyjrzeć. Zauważyłem że mieli ze sobą świetny kontakt, którego troszkę zazdrościłem. Sam nie mogłem się czymś takim pochwalić z którymkolwiek z rodziców. Szybko stłumiłem w sobie uczucia. Zawsze uważałem, że trzeba się cieszyć z czyjegoś szczęścia. Przez całą drogę żartowali wesoło, do czego zostałem później wciągnięty. Strasznie podobała mi się taka atmosfera.
  Wysiedliśmy przy niezbyt dużej galerii handlowej, która znajdowała się na przemysłowych terenach naszego miasta. Nie byłem tu wiele razy, nie miałem zbytnio po co. Za to widać było, że Aleks był już tutaj obeznany. Pociągnął mnie w stronę obrotowych drzwi.
 Co powiesz na kino? Możemy też coś potem zjeść.
 Naprawdę zabrałeś mnie tu tylko dlatego, że chciałeś obejrzeć film?  zapytałem trochę zdenerwowany.  Powinienem teraz sprzątać, co pomyślą o mnie Twoi rodzice?
Blondyn zatrzymał się i spojrzał na mnie troskliwie. Uśmiech zniknął z jego twarzy, wyglądał teraz bardzo poważnie.
 Chciałem tylko, żebyśmy razem spędzili fajnie czas. Chodzisz ciągle smutny i zamyślony, dlatego pomyślałem, że to dobrze Ci zrobi.  Uśmiechnął się do mnie uroczo, co roztopiło całą złość jaką miałem w sercu.  A moimi rodzicami się nie przejmuj, uwielbiają Cie.

  Już nie protestowałem. Dałem się poprowadzić młodszemu chłopakowi na najwyższe piętro galerii. Przy kolejce do kasy, zorientowałem się, że nie mam przy sobie pieniędzy. Gdy podzieliłem się tym z Aleksem, roześmiał się głośno i uznał, że to przecież on mnie zaprosił. Przygryzłem nerwowo wargę, ale postanowiłem, że gdy następnym razem gdzieś wyjdziemy, to ja zapłacę. Wyrównamy wtedy rachunki.
  Wybraliśmy film akcji, który kilka tygodni temu wszedł na ekrany. Nie musieliśmy się obawiać nieprzyjemnego tłoku. Byłem z tego powodu zadowolony, lubiłem skupić się na fabule.
  Mieliśmy jeszcze trochę czasu do seansu, dlatego poszliśmy do pobliskiej kawiarni i oboje zamówiliśmy truskawkowego shake'a z bitą śmietaną. Popijając pyszny napój, rozmawialiśmy o najróżniejszych rzeczach. Zaczynając od ulubionych ekranizacji i aktorach, a kończąc na szkole i przyjaciołach. Dowiedziałem się, że mimo tak dużej popularności, Blondynek nie miał prawdziwych przyjaciół. Wszyscy ludzie zwracali na niego uwagę głównie przez bogatych rodziców i urodę. Widziałem, że zepsuł mu się humor kiedy o tym opowiadał, dlatego szybko zmieniłem temat.
  W końcu mogliśmy już wejść. Kupiliśmy jeszcze napoje i popcorn, a potem poszliśmy do sali, by zająć odpowiednie miejsca. Oczywiście reklamy trwały ponad dwadzieścia minut, na szczęście nie nudziłem się. Aleks cały czas robił coś zabawnego, czym doprowadzał mnie do łez. Kiedy światła zaczęły powoli gasnąć, a muzyka stała się bardziej mroczna, ucichliśmy.
  Po dwóch godzinach ciągłego siedzenia w napięciu, wyszliśmy na miękkich nogach z sali. Przez dobre parę minut nic nie mówiliśmy, nadal przebywając w szoku. Film był naprawdę rewelacyjny, a końcówka wstrząsająca. W końcu mój towarzysz nie wytrzymał i zaczął komentować poszczególne sceny. Zachichotałem pod nosem i włączyłem się w rozmowę. W takiej atmosferze dotarliśmy do jednej z restauracji serwującej fast foody. Zgodnie zamówiliśmy sobie po największym hamburgerze i śmialiśmy się, kiedy co chwile, sos wypływający z kanapki brudził nam ręce.
  Jednak słońce zaczęło już zachodzić, dlatego musieliśmy zakończyć to miłe popołudnie. Aleksander zadzwonił do swojego taty, aby po nas przyjechał. Wyszliśmy na dwór i spacerowaliśmy po drodze. Klimat zmienił się całkowicie. Szliśmy w ciszy, ale na szczęście, ona wcale nie ciążyła między nami. Zauważyłem, że Blondynek zaczął się trząść. Nie było już ta ciepło jak wcześniej, a on miał na sobie letnie ciuchy. Ściągnąłem z siebie moja ortalionową kurtkę oraz czapkę i podałem je jemu. Na początku był zaskoczony, lecz ubrał je i uśmiechnął się do mnie słodko.
 Co się stało pomiędzy Tobą i Filipem?  spytałem po dłuższej chwili.  Widzę że się nie znosicie, jestem tylko ciekawy dlaczego.
Aleks zastanawiał się chwile, jakby nie potrafił swoich przemyśleń ubrać w słowa.
 Byliśmy kiedyś przyjaciółmi, w pewnym sensie. Mieszkaliśmy niedaleko siebie i lubiliśmy się ze sobą bawić. Jednak trzy lata temu, zmarła jego matka. Od tamtego czasu Filip bardzo się zmienił. Stał się się bardzo porywczy i zamknięty w sobie. Nasze drogi rozeszły się całkowicie, kiedy poszedł do innej szkoły i zmienił towarzystwo. Oni za mną nie przepadają, myślą że zależy mi tylko na pieniądzach, bo jestem bogaty. On też zaczął tak myśleć, dlatego już ze sobą nie rozmawiamy.
  Kiedyś zrozumie swój błąd  powiedziałem, co sprawiło, że na jego twarzy znów pojawił się uśmiech.

 Odetchnąłem nieznacznie. Dużo bardziej wolałem gdy się śmiał, niż był zmartwiony. Szliśmy dalej, w nieznanym nam kierunku, milcząc. Zastanawiałem się dlaczego wszyscy postrzegali Aleksandra, jedynie przez pryzmat bogactwa jego rodziny. Ja szczerze mówiąc, czasami o tym nawet zapominałem. Liczyło się jaki jest dla mnie, a nie ile ma.
 Zobacz! Jemioła!  krzyknął niespodziewanie i spojrzał w górę.
 Co?  Na początku w ogóle go nie zrozumiałem.
 Popatrz, na drzewie jest jemioła.  tłumaczył jak sześcioletniemu dziecku.
 Ale to chyba działa tylko w święta.  Zachichotałem nerwowo, przeczuwając o co mu chodzi.
  Jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało. Przybliżył się do mnie i pocałował w kącik ust. Nie zdążyłem zarejestrować żadnych szczegółów, gdyż odsunął się tak szybko jak się zbliżył. Stałem niczym sparaliżowany, przyglądając mu się. Na nim nie robiło to wrażenia, uśmiechnął się do mnie promiennie i złapał za nadgarstek.
 Chodź, mój tata już jest.

  Pokręciłem mocno głową, jakby budząc się ze snu astralnego i poszedłem za nim. Bądź co bądź, ucieszyłem się. Drobny uśmiech zagościł na moich ustach. Kiedy Aleksander to zobaczył, zjechał dłonią z mojego nadgarstka, by połączyć nasze palce. Ścisnął moją rękę, po czym ją puścił.
  Droga powrotna nie utknęła mi w pamięci, tak samo jak wieczór spędzony w domu, myślami cały czas byłem przed wejściem do galerii. Nie zwracałem nawet uwagi, na kłócących się za ścianą rodziców. Nic nie mogło zepsuć mi humoru. Chciałem go trochę uspokoić, moja reakcja nie była pożądaną, dlatego gdy leżałem na łóżku, sięgnąłem po leżący na biurku telefon.

Do Aleksander: Dziękuje za ten dzień. Czuje się już o niebo lepiej. 

  Zanim wysłałem wiadomość, usuwałem wszystko kilka razy i pisałem od nowa. Nie byłem pewien czy warto to pisać. Było już późno, mógł spać... W końcu zebrałem się na odwagę i wysłałem. Nie musiałem długo czekać na odpowiedz.

Od Aleksander: Nie ma za co, przyjemność po mojej stronie. Lubię patrzeć na na Twój uśmiech. 

  Bicie mojego serca od razu przyspieszyło. Nie wiedziałem co na to odpisać, na szczęście nie musiałem.

Od Aleksander: Widzimy się jutro. Śpij dobrze. xoxo

Do Aleksander: Dobranoc. 

  Odłożyłem telefon na biurko i odetchnąłem, mogłem teraz spokojnie zasnąć.




  

4 komentarze:

  1. Cudowny *.* kocham to opowiadanie i nie mogę doczekać się kolejnych ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ...lubię patrzeć na Twój uśmiech...
    chciałabym, żeby i mi ktoś kiedyś to powiedział ^^

    love&peace
    paranoja

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    wspaniałe popołudnie czyżby Aleksandrowi podobał się Marcin, no i te pocałunek pod jemiołą...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. aaaaaaa
    ogólnie świetnie tylko dopracuj końcówki, w większości wyrazów niepotrzebnie dodajesz ę czy ą a czasami tego brakuje

    OdpowiedzUsuń